Już od kilku lat w środowisku żużlowym mówiło się, że Kenneth Bjerre jeździ jak najmniejszym nakładem sił i środków. Bierze pieniądze za podpis pod kontraktem, ale jego inwestycje w sprzęt od jakiegoś czasu nie były wielkie. Wielka afera z silnikami. Pod klapą kryło się coś innego Z największą aferą mieliśmy do czynienia w sezonie 2021, kiedy Bjerre startował dla ekstraligowego ZOOleszcz GKM-u Grudziądz. Dostał 400 tysięcy za podpis, ale na torze prezentował się tak słabo, że działacze postanowili skontrolować, na czym jeździ. Wtedy wyszło, że używa kilkuletnich silników, które nawet nie są regularnie serwisowane. Duńczyk próbował zrobić działaczy w balona, bo na klapie silnika miał napis RK Racing, ale to nie były jednostki napędowe od Ryszarda Kowalskiego, lecz stare od Flemminga Graversena, z którym już dawno nie współpracował. Podpisał gwiazdorski kontrakt, ale dał plamę Po sezonie 2021 GKM pożegnał się z Bjerre, a ten zszedł ligę do niżej, do Abramczyk Polonii Bydgoszcz, gdzie startował przez dwa sezony. Początkowo określano ten zakup hitem. Mówiono, że jak klub przypilnuje Bjerre w sprawie inwestycji, to będzie dobrze. O ile w 2022 prezentował się nieźle i zdobywał średnio 11 punktów na spotkanie, o tyle w tym ostatnim już tak dobrze nie było. Średnia meczowa spadła z 11,00 na 8,39. Najgorsze było to, że Polonia, zatrzymując Bjerre na sezon 2023 dała mu 400 tysięcy za podpis i 4,5 tysiąca za punkt. To był gwiazdorski kontrakt, a Bjerre gwiazdą, ani też liderem zespołu nie był. Wszyscy to widzieli. Nic dziwnego, że teraz nikt nie chce rozmawiać z Duńczykiem. Bjerre w tej sytuacji, jeśli nikt nie odezwie się do końca okna transferowego, poczeka do wiosny. Przyjdą kontuzje i wtedy może być potrzebny i podpisać jakiś kontrakt.