Sezony 2015, 2017, 2018, 2019 i 2020 kończyły się Drużynowym Mistrzostwem Polski dla Fogo Unii Leszno. Klub zarządzany przez Piotra Rusieckiego całkowicie zdominował PGE Ekstraligę, a ligowi rywale mogli nabawić się kompleksów. Tak dobrej passy nie miał już dawno nikt. Ojcem tych stał się właśnie on. Rodzina działacza wystawia mu jednak wysoki rachunek za sukcesy w sporcie. Pod jednym dachem z żużlowcami Piotr Rusiecki żyje żużlem 24 godziny na dobę. W serialu "To jest żużel" poznajemy kulisy funkcjonowania jego domu. A właściwie to domów, bo na jego posesji mieszczą się dwa budynki. W jednym mieszkają żużlowcy z Australii, których działacz sprowadza do Polski. Opiekuje się nimi niczym ojciec, wprowadza w świat wielkiego żużla, pomaga rozwinąć skrzydła, a ci w zamian później mają dołączać do pierwszej drużyny Fogo Unii Leszno. W trakcie sezonu dom zamieszkiwany przez zawodników potrafi być pełny. Ciągle coś się dzieje, a prezes Piotr jest tam niczym instytucja. Jak trzeba, to zaczyna nawet gotować. Wszystko po to, aby jego pupile czuli się jak najlepiej. - Tata wszedł w speedway i tego taty nie ma - mówi z rozbrajającą szczerością córka Piotra Rusieckiego. - Działalność w żużlu Piotra jest kosztem i ceną, jaką płaci w relacjach ze mną i swoimi córkami - opowiada Ewa Lecijewska, życiowa partnerka Piotra. - Ta pasja zabrała mi tatę. Wybrał żużel. Nie pamiętam takiego weekendu, kiedy w domu nie byłoby żużlowców. Myślę, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, jak to wygląda. Lubię tych wszystkich chłopaków, ale czasami jest we mnie zazdrość. Czuję, że ojciec poświęcił im więcej czasu niż mi. Mam do nich żal. Do wszystkich, bo oni sami też powinni zauważyć, że on ma dwie córki, które straciły matkę w wypadku samochodowym i potrzebuję więcej czasu ojca - opisuje codzienne życie córka prezesa Fogo Unii. - Są takie momenty, że tego czasu faktycznie jest za mało. Nie jest to proste prowadzić klub żużlowy w najmniejszym mieście w PGE Ekstralidze. Dla mnie jednak to jest hobby. Robię to wszystko z miłości dla żużla - argumentuje sam zainteresowany. Stał się ojcem dla Australijczyków Fogo Unia Leszno od zawsze słynęła ze stawiania na młodych, zdolnych Australijczyków. To efekt współpracy klubu z legendą tej drużyny Leigh Adamsem. Legendarny zawodnik podrzuca do Polski największe talenty, a te trafiają później w ręce Piotra Rusieckiego. - Na pierwszym treningu w Polsce miałem wypadek i złamałem obojczyk. Piotr był niesamowity. Znalazł się przy mnie, kiedy tylko zwieźli mnie do parku maszyn. Do szpitala dotarł jeszcze zanim przyjechała karetka. Prawie mnie nie znał, a tak znakomicie zaopiekował się mną - wspomina 17- letni Maurice Brown, a to tylko jedna z przedstawionych historii. Sporo dobrego do powiedzenia na temat działacza miał też Keynan Rew. Nim też prezes zaopiekował się w trudnej chwili. Po jednej z kontuzji kompleksowo się nim zaopiekował. Jak był przykuty do łóżka i nie mógł poruszać się o własnych siłach, to Rusiecki nosił go na plecach. - W tym wszystkim uważam jednak, że też należy mu się coś z życia. To jest dla niego ucieczka. Coś, co sprawia, że ma uśmiech na swojej twarzy. Poświęcił się jej w 110 procentach - mówi córka prezesa. - O Piotrze Rusieckim źle mogą mówić tylko jego córki i ja. Jeśli krytyka spotyka go ze strony kogoś innego, to bardzo go to dotyka. Tylko my w domu wiemy, ile pasji i czasu wkłada w żużel - puentuje z kolei jego partnerka. Zobacz również: Magiczny napój. Zgłaszali się do niego producenci herbaty