Dariusz Ostafiński, Interia: Jeden z prezesów wysłał mi informację o możliwym odwołaniu igrzysk olimpijskich w Tokio. Dopisek brzmiał: odpadnie jeden argument przeciw przełożeniu ligi żużlowej na późniejszy termin. To co? Nie jedziemy 3 kwietnia? Kamil Hynek, Interia: Podejrzewam jednak, że decyzja o ewentualnym przełożeniu Igrzysk Olimpijskich zapadnie później niż na początku kwietnia. A to, że jest możliwe kolejne odwołanie tej imprezy, to żadna sensacja. Ja też Ci mogę to powiedzieć. Mało tego, nie wiem, czy wiesz, ale jest też duże prawdopodobieństwo, że Euro też się ni odbędzie. No, chyba że ten prezes ma jakiś przeciek prosto od japońskich organizatorów. Wtedy szacunek. Dla mnie to zwykłe bicie piany, próba podjudzania mediów i ciągłe kopanie pod przełożenie inauguracji. Mam nadzieję, że zaproponowałeś temu panu lód na głowę. Ostafiński: Rozczaruję cię, ale żadnego lodu nie proponowałem. Natomiast stwierdziłem, że aby mieć nadzieję, że kibice będą na trybunach, to trzeba by ligę przełożyć na połowę czerwca, może nawet na lipiec. Tak to wygląda i dlatego ta dyskusja o zmianie terminu jest taka trudna. Od razu ci powiem, że ja ten temat podejmuję nie tyle z troski o finanse klubu, ile w ramach tematu walki o kibica. Żeby za chwilę nie było tak, jak na wyścigach psów w Anglii, o czym mówił mi Marek Cieślak. W latach 70. oglądały je na żywo tłumy, teraz są organizatorzy, psy, a ludzie siedzą w domu i obstawiają. Ta sytuacja, którą mamy może spowodować, że część ludzi się odzwyczai, inni się wystraszą i nie będzie komu wdychać charakterystycznego zapachu spalanego oleju rycynowego. Zanim coś teraz powiesz, sam przyłóż sobie lód na głowę. Hynek: Jak ty się nagle o wszystkich martwisz. Zaraz jeszcze dostaniesz ksywkę Matka Teresa od panów prezesów. Ode mnie zresztą też. Nawet jeśli kibice będą mogli wejść na stadion, tak jak to głosisz w czerwcu, to i tak z wyjątkiem Lublina nie będą walić drzwiami i oknami na stadion. Raz, że będą się bali, a dwa mają bezpieczniejszą opcję w postaci transmisji każdego meczu w telewizji. Przecież te frekwencje już w zeszłym, pandemicznym sezonie nie były rewelacyjne. Ostafiński: Ktoś musi się martwić, żeby nie musiał się martwić ktoś inny, na przykład ty. Jak zawsze beztrosko podchodzisz do poważnej sprawy. I na dokładkę przekręcasz moje słowa. Nie mówię, że mamy przekładać na czerwiec. Mówię, że tu nie ma dobrego rozwiązania. Liga powinna ruszyć 3 kwietnia z szacunku do jej partnerów, telewizji i sponsorów. Natomiast potem kluby czeka tytaniczna walka o widza. Trzeba będzie pokonać ludzki strach i przekonać tegoż widza, że krzesełko na stadionie to jednak lepsza opcja niż kanapa. Jak to zrobić, skoro coraz więcej osób mówi, że właściwie nie ma problemu, że można obejrzeć dwa mecze zamiast jednego, że można zaprosić kumpli i pokibicować w komfortowych warunkach. A odpływ widza z trybun to potężne straty, bo najlepsi potrafili rocznie zarobić na meczach nawet 3,5 miliona złotych. Hynek: My możemy taką narrację prowadzić w nieskończoność. Jaką masz pewność, że w czerwcu pandemia uspokoi się na tyle, że moglibyśmy ruszyć ligę we wakacje. A jak będzie jeszcze gorzej? Dalej będziemy czekać? A może pójdziemy śladem Twojego prezesa informatora i pokusimy się o odważniejszą tezę, iż ligi żużlowe podobnie, jak IO w Tokio w tym roku nie wystartują. Ostafiński: Czasami mam wrażenie, że ty w ogóle nie słuchasz, co ja do ciebie mówię. Przecież powiedziałem, że moje zdanie brzmi: nie przekładamy. Poszedłem krok dalej, mówiąc, że kluby czeka ciężka walka o ponowne przyciągnięcie widza, a ty się uczepiłeś tego prezesa, igrzysk w Tokio i w koło Macieju. Lepiej byś podpowiedział prezesom jakieś rozwiązania po okresie pandemii. Hynek: Po co się strzępić, zdzierać litery z klawiatury, skoro prezesi są najmądrzejsi więc i tak trafię grochem o ścianę z betonu. W sezonie będą rzewnie płakać, a przyjdzie listopad i zaczną się zachowywać jak psy spuszczone ze smyczy, latający z wywieszonymi jęzorami za zawodnikami. Ostafiński: A po to, jak to ująłeś, się strzępić i zdzierać litery z klawiatury, bo media są nie tylko od tego, żeby krytykować, ale i też podpowiadać zagubionym owieczkom, co robić w trudnych czasach. Bo mamy takie właśnie czasy i nie możemy siedzieć z założonymi rękami, jeśli za 5, 10 lat chcemy rozmawiać sobie o żużlu. Z takim podejściem jak twoje, czyli siedzę, patrzę, wbijam szpilę, to daleko nie zajdziemy. Nie mówię, że masz tego zaprzestać, ale rozszerz, proszę repertuar, bo racząc nas wyłącznie złośliwościami, stajesz się nudny. Dlatego powiedz mi, jak tych ludzi zachęcić do żużla. Ja na początek poszedłbym tropem prezesa Betard Sparty Wrocław i wsparł inicjatywę trybuny dla zaszczepionych. Ma trochę racji prezes Witold Skrzydlewski, że to dzielenie ludzi, ale trzeba iść w takie odważne i nie do końca dobre rozwiązania. Nie można drogi Kamilu stać z boku i przyglądać się temu obojętnie. Hynek: Gwarantuję ci, że jeśli dożyjemy, to za dziesięć lat dalej będziemy rozmawiać o żużlu. Spokojna głowa. Sęk w tym, że ja czuję się bardziej zniechęcony i znużony coraz częstszym grzebaniem w przepisach, kolejnymi aferami, kombinatorstwem. To mi bardziej obrzydza ten piękny sport, a na słowo mikro ruch i czołganie mam alergię. Kiedyś żużel był prostą, łatwą do zrozumienia dyscypliną. I może szukamy problemów nie w tej szufladzie, co trzeba, może z tym trzeba coś zrobić. Wycofać się z kilku decyzji, zrobić krok do tyłu. Ja wtedy z uśmiechem na ustach zaglądnę prywatnie na stadion i nie będę do tego potrzebował specjalnego zaproszenia i zachęty. Ostafiński: Ja wiem, że za dziesięć lat będziemy rozmawiali o żużlu. Byle tylko nie była to rozmowa, gdzie wywieźć gruz ze stadionu, który trzeba było zburzyć, bo nie zaglądał tam nawet pies z kulawą nogą. Dlatego daj spokój z mikro ruchami, bo one nie są teraz najważniejsze. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź!