Kryzys szwedzkiego speedwaya zaczął się już w momencie zejścia ze sceny Tony’ego Rickardssona. Polska - po usunięciu się w cień Tomasza Golloba - mogła liczyć na gros jego następców, z których na czoło wysunął się Bartosz Zmarzlik. W Skandynawii takiego komfortu nie mieli. Ani Jonsson, ani Lindbeack, ani nikt inny nie byli w stanie doskoczyć do poprzeczki ustawionej przez sześciokrotnego indywidualnego mistrza świata. W konsekwencji z trybun klubów występujących w Elitserien (obecnie Bauhaus-Ligan) zaczęli stopniowo odpływać kibice przywiedzeni na nie właśnie przez Rickardssona. Popularności dyscypliny w kraju nie da się budować na dobrych występach stranieri, potrzeba jej wybitnych rodzimych zawodników. Widać to nie tylko po pogłębiającym się kryzysie Szwedów i Anglików (Tai Woffinden od lat nie startuje w lidze swojego kraju), ale także na przykładzie rosnącej marki czarnego sportu w Polsce po ostatnich sukcesach Bartosza Zmarzlika. Iskierkę nadziei na powrót Szwedów do światowej czołówki dał złoty medal ich reprezentacji (w składzie: Andreas Jonsson, Antonio Lindbeack, Frederik Lindgren, Linus Sundstroem) w Drużynowym Pucharze Świata zdobyty 14 czerwca 2015 roku w duńskim Vojens. Niestety, Skandynawowie nie polecieli na tym podmuchu wiatru zbyt daleko. Jeśli chodzi o tamtą fantastyczną czwórkę, dziś realną szansę na start w polskiej lidze ma tylko Lindgren, od lat świadczący o sile częstochowskiego Włókniarza. Lindbaeck po ostatnim słabszym sezonie podjął decyzję o zakończeniu kariery, rok wcześniej podobnie postąpił Jonsson. Linus Sundstroem ma za sobą tragiczne miesiące w barwach Lokomotivu Daugavpils. Wystąpił zaledwie w pięciu meczach. Spisywał się tak fatalnie, że trener Kokin szybko postanowił odsunąć go od ligowego składu. Prawdopodobnie właśnie to spowodowało tak niskie zainteresowanie usługami Szweda na rynku transferowym. 31-latek podpisał co prawda kontrakt z gorzowską Stalą, jest to jednak jedynie tzw. "warszawka" - zawodnik nie jest rozpatrywany pod kątem wyjściowego składu i zostanie wypożyczony przy pierwszej możliwej okazji. O ile oczywiście znajdzie się jakiś chętny, co w obecnej sytuacji wcale nie jest pewne. No dobrze, ale od złota DPŚ minęło przecież już pięć lat! To nic dziwnego, że pewna generacja przemija! Cóż, z 16 zawodników startujących w duńskim finale tylko dwóch - nie licząc rzecz jasna Szwedów - nie ma dziś polskiego pracodawcy. Chodzi o Australijczyków - Batchelora i Morrisa, których sytuację znacznie skomplikowała pandemia COVID-19. Na antypodach mamy jednak już całe pokolenie potencjalnych następców "starej gwardii" - Lidseya, Fricke’a, Jacka Holdera i wielu innych. W Szwecji wygląda to o wiele mniej kolorowo. W 2021 roku w PGE Ekstralidze wystartuje tylko jeden Szwed - wspomniany wcześniej Lindgren. Na jej zapleczu kontrakty (nie licząc warszawskich) podpisało pięciu - Philipp Hellstroem-Bangs w Starcie (biorąc pod uwagę dyspozycję Jakobsena ma bardzo małe szanse na starty), Matthias Thoerblom w Wilkach (jeszcze w gorszym położeniu), niemal 40-letni Peter Ljung, Alexander Woentin oraz Oliver Berntzon. Największe nadzieje szwedzcy kibice pokładają w tej ostatniej dwójce. 21-letni Woentin to obiecujący junior i młodzieżowy mistrz kraju. Przepis o żużlowcu U24 pozwoli mu rozwinąć skrzydła w tarnowskiej Unii, o ile oczywiście wcześniej wygra walkę o skład z innym zawodnikiem spełniającym wiekowe kryterium - Oskarem Boberem. 28-letni Oliver Berntzon to zupełnie inna para kaloszy - zawodnik w zeszłym roku wykręcił w barwach Car Gwarant Kapi Meble Budex Startu Gniezno średnią 2,017 punktu na bieg i awansował do cyklu Grand Prix. Przepis o zawodniku U24, tak zbawienny dla jego rodaka, jemu samemu storpedował transfer do PGE Ekstraligi. Do Arged Malesy dołączył jako potencjalny lider zespołu. Część ekspertów boi się jednak, że starty w mistrzostwach świata przyniosą efekt odmienny od zamierzonego - niejeden już zawodnik wpadał w głęboki kryzys po odbiciu się od światowej czołówki. Miłośnicy czarnego sportu powinni trzymać kciuki zarówno za dobrą dyspozycję Woentina w Unii, jak i utrzymanie tendencji wzrostowej w formie Berntzona. Lindgren, a tym bardziej Ljung nie są przecież wieczni, a w chwili obecnej pełnią oni rolę jedynych filarów, na których utrzymuje się podupadający na zdrowiu speedway w Szwecji. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź!