Niegdyś praca zimą była dla żużlowca normą i czymś całkowicie naturalnym. Mało kto miał ochotę siedzieć pół roku bezczynnie lub prawie bezczynnie (kontakty ze sponsorami było o wiele rzadsze i wyglądały zupełnie inaczej). Zimowa robota dla zawodnika ograniczała się więc do przygotowań fizycznych, mających na celu zbudowanie kondycji przed sezonem. Poza tym, normalnie pracowano. Wszystko po to, by wypełnić sobie czas, a przy okazji dorobić. W latach późniejszych coraz częściej pracowali tylko ci, którzy naprawdę musieli. Kompletnie odmienne podejście do tematu od wielu lat mają w Skandynawii. Wielu żużlowców z Danii czy Szwecji pracuje zimą zawodowo, a latem jeździ na torze. I nie są to wcale ci najsłabsi, którzy z żużla by nie wyżyli. Nazwiska takie jak Rene Bach, Mads Korneliussen czy niegdyś Jesper Monber anonimowe przecież nie są. Anonimowy nie jest już również Philipp Hellstroem-Baengs, który niedawno opublikował zdjęcie ze swoich zimowych robót. Aktualnie jest budowlańcem. Zagadką pozostaje to, jaki był powód podjęcia pracy. Wypełnienie czasu, potrzeba finansowa czy po prostu budowanie charakteru. Niezależnie od tego, postawę młodego zawodnika należy chwalić i zastanowić się, dlaczego Polacy nie są tacy chętni, aby zimą pracować choćby w niewielkim wymiarze czasowym. Po co ma ręce brudzić, skoro z toru podniesie miliony W PGE Ekstralidze kontrakty są bajeczne. Jeśli zawodnik, który zdobył do tej pory łącznie 10 punktów w rozgrywkach dostaje umowę na mocy której będzie jednym z najlepiej opłacanych w lidze, to nie ma o czym mówić. Dodajmy do tego, że prawdopodobnie za rok zostanie pobity rekord juniorskiego kontraktu, bo wiele klubów będzie w dużej potrzebie po utracie mocnego młodzieżowca. Nastolatek pracować zatem zimą nie musi, bo wystarczająco zarobi w sezonie. Zwróćmy jednak uwagę na to, że wielu mistrzów kształtowało swój charakter właśnie poprzez pracę, która niekoniecznie przynosiła im jakąś wielką chlubę. Przed laty nawet ci utalentowani w danym klubie początkowo robili za darmowych pomocników dla liderów drużyny, a dopiero później byli gwiazdami. Często także dorabiali, by mieć na sprzęt. Obecnie 16-latek może być gwiazdą zespołu i dostawać pieniądze, o których wielu starszych kolegów może jedynie pomarzyć.