- Ja mam taki pomysł. Ustalmy jakiś pułap, na przykład 55 punktów. Do tego momentu za punkty płaci klub wygrywający. Gdy to przekroczymy, ci przegrywający wykładają. Bo chociażby weźmy pod uwagę nasz mecz z Apatorem. Adam Krużyński żartował, że przynajmniej ich księgowa się cieszy. Ale moja się smuciła - rzucił pół żartem, pół serio. Stojący obok Robert Kościecha odpowiedział, że to nie przejdzie. Po chwili dodał, że w sumie się na tym nie zna i on jest od tego, by szkolić juniorów. - A ja znam się tylko na cyferkach - odparł Rusko. W dyskusji brak udział także dziennikarz Michał Korościel, który całą sytuację brał z dużym dystansem i humorem. Czy pomysł Ruski miałby sens? Niezależnie od tego, na ile poważnie mówił prezes Sparty, należy się zastanowić nad sensem takiej idei. Z pewnością głównie chodziło o motywację dla drużyn permanentnie dostających baty na wyjazdach. Do niedawna taką ekipą był np. GKM, w tym sezonie zapowiada się na wyjazdowe koszmary Arged Malesy Ostrów. Strach pomyśleć jak bardzo pomysł Ruski mógłby uderzyć choćby w ostrowian. Jeśli przegrali na tyle wysoko z kiepsko jadącym u progu sezonu Apatorem, można spodziewać się znacznie wyższych porażek w Lublinie czy Wrocławiu właśnie. Inna sprawa, że nawet zagrożenie koniecznością pokrycia części kosztów porażki nie musiałoby zmniejszyć rozmiarów porażek danej drużyny. Nikt przecież celowo nie przegrywa tak wysoko. Wspomniana Arged Malesa jedzie tak, jak pozwala jej na to skład.