Zacznijmy od tego, że mało kto jest na drodze święty. Praktycznie każdemu z nas zdarza się zrobić coś niezgodnego z przepisami i choć nie powinniśmy, to jednak w jakiś sposób to akceptujemy. Niezrozumiałe jest jednak to, że ktoś odczuwa potrzebę pochwalenia się głupotą w mediach społecznościowych. Tak też postąpił Mateusz Bartkowiak, nowy zawodnik Orła Łódź. Pokazał on, że jedzie 170 km/h, jednocześnie pijąc kawę i robiąc zdjęcia. Oczywiście Bartkowiaka spotkała potężna krytyka. Napisały o tym wszystkie żużlowe media, a ostro o postawie 20-letniego zawodnika wypowiadali się też kibice. Nawet nie ma sensu cytować ich słów, bo w większości są to mocne oskarżenia, niczym wyjęte z kampanii przeciwko piratom drogowym. Wydawałoby się, że naturalne powinno być tutaj skrytykowanie zachowania Bartkowiaka, który widocznie nie zdaje sobie sprawy, że na autostradzie zahamowanie o pół sekundy za późno może kosztować czyjeś życie. Szok. Oni naprawdę bronią Bartkowiaka! W komentarzach pod tekstami o Bartkowiaku wypowiadali się żużlowcy, którzy... bronili go! - To była niemiecka autostrada bez ograniczenia prędkości, o co się czepiać? - napisał Jakub Sroka. Nie ma jednak zapewne wiedzy, że w Niemczech nie każda autostrada jest bez ograniczenia prędkości. Jego wpis polubili między innymi Marcin Nowak, Mateusz Świdnicki czy Sebastian Niedźwiedź. Ten ostatni już nie jeździ, ale w swojej karierze miał mnóstwo wypadków, więc być może uznał że podobne sytuacje na drodze też nie są żadnym problemem. Trudno wytłumaczyć powodu takiego zachowania żużlowców. Oczywiście, zrozumiałe jest to że gdy mogą to bronią swojego kolegi, bo to raczej normalne w każdej praktycznie branży. Ale tu mamy do czynienia ze skrajną nieodpowiedzialnością, która naprawdę może spowodować tragedię. Przy prędkości 170 km/h nie ma szans na reakcję, jeśli ma się w ręce telefon i kawę. Być może Bartkowiak jest jeszcze za młody, by to zrozumieć.