Miasto Zielona Góra chwali się, że w 2023 roku w sumie przeznaczy na żużel w tym mieście blisko dziesięć milionów złotych. Na tę rekordowo gigantyczną pulę pieniędzy składa się trzymilionowa dotacja i remont infrastruktury stadionowej. O kwocie, która wprost ściga z nóg i można by nią obdzielić pewnie z pięć klubów i to nie w 1. Lidze Żużlowej, ale z pocałowaniem ręki wzięliby ją przedstawiciele ośrodków z PGE Ekstraligi z uśmiechem na ustach mówi na łamach WP sam prezydent miasta - Janusz Kubicki. Blisko czterystamilionowy deficyt i rozpasanie na maksa Żeby była jasność nikomu nie zazdroszczę, ale w czasach, gdy w Polsce panuje drożyzna, inflacja wykręca jakieś szalone cyfry, wiele gospodarstw domowych ledwo wiąże koniec z końcem, a chleb kosztuje prawie dziesięć złotych, przyznacie państwo, że rzucenie tak zawrotnej sumy na zawodowy sport, to czyste szaleństwo. To nie ma nic wspólnego z moralnością i etycznością. Naprawdę zrozumiem człowieka, który napisze komentarz, że w zielonogórskim Ratuszu komuś spadł z sufitu na głowę kawałek tynku. Z materiałów prasowych wynika, że Miasto Zielona Góra jest zadłużone na 382 miliony złotych. To dane na koniec 2022 roku. I niech mi teraz ktoś wytłumaczy, gdzie tu sens, gdzie logika, skąd wziął się tak rekordowy zastrzyk gotówki dla żużla? Gdy dopada nas kryzys, to raczej zaciskamy pasa, a nie udajemy, że żyjemy w idylli. A może Zielona Góra jest jakąś mityczną krainą wspaniałości, polskim Monte Carlo, gdzie nie płaci się podatków, ludzie pławią się w luksusie i śpią na forsie, a ten dług, to tylko fejk news wypuszczony w eter dla zmylenia tropów? Niedawno oburzaliśmy się, ż premier obiecał piłkarzom reprezentacji Polski i sztabowi szkoleniowemu ok. czterdzieści milionów do podziału za wyjście z grupy na Mundialu w Katarze. Z afery premiowej zrobiliśmy ogólnonarodową epopeję połączony z linczem na Lewandowskim i spółce. Krzyczeliśmy, że to obrzydliwe. Przy deszczu kasy, który spadnie na Falubaz mam podobny absmak. Od dawna zżymamy się, że finansowanie sportu zawodowego nie powinno iść z pieniędzy publicznych, czy miejskich kas. A jeśli już, to w granicach rozsądku. No, bo trzeba nazywać rzeczy po imieniu, ale polskie kluby żużlowe są uzależnione od kasy miejskiej. Większość z nich opiera swoje budżet na tym, jak mocno kurek z pieniędzmi odkręci prezydent.