Gdy w 2003 roku Janniro pojawił się w składzie ZKŻ-u Zielona Góra, był traktowany nie do końca poważnie. Mało kto spodziewał się, by luźny w podejściu do życia Amerykanin, objadający się chipsami popijanymi colą, był w stanie zwojować cokolwiek w naszej lidze. Tym bardziej, że nie miał nawet swojego sprzętu. A przynajmniej nie miał takiego, na którym mógł sensownie rywalizować. W swoim pierwszym biegu w lidze ustawił się obok Tomasza Golloba i Todda Wiltshire'a, a w parze miał Billy'ego Hamilla, swojego rodaka. Janniro jechał na sprzęcie pożyczonym od Rafała Okoniewskiego. I wtedy stało się coś, co zaszokowało stadion w Zielonej Górze. Janniro średnio wystartował, ale na pierwszym okrążeniu przeszedł na drugie miejsce. Pod koniec tego kółka zabrał się za prowadzącego Tomasza Golloba i... objechał go po zewnętrznej z dziecinną łatwością. To był szok. Nikt nie wierzył w to, co się stało. Janniro, chłopak znikąd, tak po prostu przyjechał i zrobił w pierwszym biegu coś, co nie udało się wielu żużlowcom przez lata kariery. Wygrać wówczas z Gollobem w lidze polskiej było naprawdę wielką sztuką. To były jednak dla Janniro dobre złego początki. Do końca sezonu wygrał już tylko jeden bieg i generalnie rozczarował. Do naszej ligi już nie wrócił. 42-letni Janniro znów dokonał niemożliwego Gdy wielu kibiców zapomniało w ogóle o Janniro, a inni byli pewni, że on już nie jeździ, ten znowu o sobie przypomniał. W amerykańskich eliminacjach do elitarnego cyklu Grand Prix zajął drugie miejsce, przegrywając tylko z Beckerem. To daje mu prawo startu w rundach rozgrywanych w Europie. Z pewnością byłaby to gratka dla kibiców, ale sprawa jest póki co wątpliwa. Janniro może zrezygnować z tego przywileju i odstąpić swoje miejsce komuś innemu, kto realnie marzy o zawojowaniu żużlowego świata. Billy speedwayem się już wyłącznie bawi i wydaje się bezsensowne, by wybierał się do Europy tylko po to, by z kretesem odpaść. Chociaż, patrząc na jego tendencję do sprawiania sensacji, to kto wie jakby się to potoczyło. Za rok minie 20 lat od pamiętnego biegu z Gollobem w Zielonej Górze. Jeśli Janniro podejmie się startu w Europie, będzie to rodzaj pięknej klamry, którą zepnie swoje żużlowe przygody. A jako że Amerykanie mają swój luz i podejście do życia w zasadzie w nieograniczonej ilości, można się spodziewać, że w 2043 roku będący po 60-stce Janniro znowu coś "odwali". Może już jako trener, a nie zawodnik? A tak zupełnie serio, to oczywiście decyzja należy do samego żużlowca. Z finansowego punktu widzenia wyjazd do Europy wydaje się zupełnie nieopłacalny, ale przecież w życiu nie chodzi tylko o pieniądze.