Przed sezonem 2023 większość osób typowała, że szwedzki debiutant nie będzie w stanie włączyć się w jakąkolwiek walkę w cyklu GP i pojedyncze zdobywane przez niego punkty będą już sukcesem. Życie nieco zweryfikowało tę opinie i choć Nilsson tak czy inaczej jest jednym z najsłabszych uczestników rywalizacji, to jednak dwa razy wypadł naprawdę dobrze. Tak czy inaczej nie ma co liczyć jednak na udział w przyszłorocznych zmaganiach o tytuł mistrza świata. Dzikiej karty nie dostanie. Dzikiej karty prawdopodobnie nie dostanie też Maciej Janowski, Polak który po brązie wyrwanym w zeszłym roku w samej końcówce, dał nadzieję na coś większego w tym sezonie. Janowski naprawdę potrafi się ścigać, ale wcześniej w decydujących momentach chyba jednak zawodziła go psychika. Liczyliśmy na to, że pójdzie za ciosem i tym razem realnie już włączy się do walki o tytuł indywidualnego mistrza świata. Nic bardziej mylnego. Ma tyle samo punktów, outsider! Maciej Janowski i Kim Nilsson przed ostatnia rundą w Toruniu są w klasyfikacji ex aequo. Obaj też opuścili po rundzie. Dla Nilssona taka lokata obok Janowskiego jest wielkim sukcesem, ale dla Polaka to wręcz upokorzenie. Przed sezonem nikt by w taki scenariusz na pewno nie uwierzył. To jest jednak fatalny rok dla Janowskiego, który zawodzi także w PGE Ekstralidze, a do tego teraz złapał kontuzję. Czeka go przerwa w startach. Kto wie, czy nie skończy sezonu. Janowskiego i Nilssona niemal na pewno nie zobaczymy w GP 2024, bo sami się nie utrzymają, a na dziką kartę nie mają co liczyć. Nilsson ma szanse zerowe, Janowski może ma kilka procent, bo jednak jakąś tam pozycję w elicie sobie zbudował. Ale po pierwsze mamy już dwóch pewniaków na przyszły rok, a po drugie jeśli ktoś z Polaków miałby dostać zaproszenie, to raczej nie będzie to Janowski. On już swoje szanse miał. Znacznie wyżej stoją akcje choćby Dominika Kubery.