Sprawę opisał szwedzki Aftonbladet, który dokładnie przyjrzał się całej sytuacji. Lindbaeck nie chcąc dobijać klubu, w którym spędził zdecydowaną większość kariery, postanowił darować zaległości. Odchodzi jednak z Masarny, a to już jest sporym ciosem, głównie wizerunkowym. Antonio był ostatnim sensownym żużlowcem, który został na pokładzie, po tym jak na jaw wyszły problemy Masarny. Klub nie płaci, ma długi, ale przystąpi do ligi w nadchodzącym sezonie. Niemniej jego skład praktycznie nie istnieje, bo wszyscy dobrzy zawodnicy odeszli. Trudno spodziewać się jakiejkolwiek poprawy. Lindbaeck zaś pojedzie dla ligowego rywala Masarny, Rospiggarny Hallstavik. Dla tego żużlowca sezon 2023 będzie kolejną już próbą powrotu do siebie i swojej formy. Ostatnie lata to u niego sinusoida. Teraz zmienił klub zarówno w Polsce, jak i w Szwecji. Nad Wisłą pozostał w tym samym województwie i nawet jego rejonie, ale zamienił Gniezno na Poznań. Jeśli jednak chce być poważnie traktowanym, musi przede wszystkim zmienić podejście do życia. Pisaliśmy już wiele razy o jego problemach z prawem, więc nie ma sensu tego powtarzać. Lindbaeck chciał to zrobić. W Polsce nie mieli wyjścia Postawa Lindbaecka jest oczywiście szlachetna i należy ją docenić. W tych czasach, gdy pogoń za pieniądzem jest najważniejsza, takie zachowania są po prostu rzadkością. Przypominają się czasy, gdy w Polsce niektórzy żużlowcy musieli klubom darować zarobione przez nich pieniądze. Oni jednak zrobili to, bo po prostu nie widzieli szans na ich odzyskanie. Kluby były zadłużone, z prezesami nie było kontaktu. Czasami niektórzy zgodzili się obciąć wynagrodzenia, by po prostu dostać cokolwiek. Te czasy miały już nigdy nie wrócić, ale jak wiemy ostatnio na tapecie znów jest temat zaległości, który w mediach poruszył Krzysztof Cegielski, szef stowarzyszenia Metanol. Zawodnicy momentalnie po tych publikacjach otrzymali część pieniędzy, ale pytanie czy i kiedy by je otrzymali, gdyby nie te doniesienia. Oby nie było znów sytuacji, w której klub najpierw kontraktuje żużlowca, a potem zwyczajnie nie ma z czego mu zapłacić. A takich historii słyszeliśmy już sporo. Zobacz również: Wielki talent bez klubu. Poszedł do pracy w fabryce Policzyli ile są warci. Można usiąść z wrażenia! Gwiazdy nie dały rady. To nie o to chodziło?