Ten świat już tak jest skonstruowany, że wszystkim, albo prawie wszystkim rządzą pieniądze. A prestiż danej dyscypliny budują zarobki najlepszych zawodników, gwiazd danego sportu. Po informacji dotyczącej Adriana Meronka staje się jasne, jak wiele stracił żużel, gdy szejk z Dubaju skasował z telefonu numer Janusza Kołodzieja. W żużlu takich pieniędzy nie ma i nie będzie Wiemy, że Adrian Meronk związał się 3-letnim kontraktem z LIV Ligą, że zarobi nawet 25 milionów dolarów za jeden sezon. Najlepszy żużlowiec na świecie Bartosz Zmarzlik o takiej kwocie może tylko pomarzyć. On takiej góry pieniędzy nie uzbiera nawet przez 10 lat startów. Nie pomogą mu kolejne, lukratywne kontrakty z Orlenem, ani inne sprzyjające okoliczności. Po prostu w żużlu takich pieniędzy nie ma. Mógłbym dopisać, że nigdy nie będzie, ale nie chcę nikomu zabierać nadziei. W każdym razie już teraz mamy jasność, że jakbyśmy chcieli uczynić z żużla taki naprawdę topowy sport, to trzeba by tym zainteresować szejków, którzy najwyraźniej siedzą na górze złota. Co tam Meronk. Najlepszy golfista z LIV Ligi kasuje 200 milionów dolarów rocznie. W Grand Prix płacą na waciki Jakby w żużlu były miliony dolarów, to mielibyśmy szaleństwo podobne do tego, jakie towarzyszy Formule 1. Na razie jednak do tego bardzo daleko. Roczny budżet na wypłaty wynagrodzeń w Grand Prix przekracza nieznacznie milion dolarów. Dla kogoś, kto zarabia średnią krajową, to są ogromne pieniądze. W sporcie to jednak niewiele. Teraz już chyba wszyscy rozumieją, dlaczego tak bardzo zachłysnęliśmy się informacją podaną przez Krzysztofa Cegielskiego, który opowiadał o negocjacjach z arabskim konsorcjum. Szejk chciał się związać z Januszem Kołodziejem, ale po kilku miesiącach rozmów i sondowania nagle mu przeszło. I szkoda, bo taki kontrakt mógłby pchnąć żużel na nowe tory. Nie do Ekstraligi, ale do przedsionka na pewno. I z szansą na kolejny duży krok. Jakie petrodolary? Nawet GP w Stanach i Australii nie potrafią zrobić Przyznam uczciwie, nie wierzę w to, że w żużlu będą kiedyś petrodolary. Nie wierzę, bo organizacjom i ludziom odpowiadającym za rozwój dyscypliny na świecie brak rozmachu i wyobraźni. Nawet Grand Prix w Australii i w Stanach nie potrafią zrobić, a co dopiero mówić o Dubaju i GP Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Na razie mamy tylko żużlowców, którzy do Dubaju latają potrenować lub odpocząć. Tak naprawdę jedyną rzeczą klasy premium, którą mamy w żużlu są rozgrywki w Polsce. Można na nie utyskiwać, narzekać, ale jak dobrze pomyśleć, to nikt niczego lepszego nie wymyślił, ani nie zrobił. W żużlu to właśnie Polska jest odpowiednikiem LIV. A najgorsze jest to, że ludzie ze światowych władz nie liczą się z nami, rzucają kłody i zachowują się tak, jakby oni wiedzieli lepiej. Tak jednak nie jest.