Oferta sponsoringu dla Janusza Kołodzieja nie była pierwszą w tym roku dla polskich sportowców. Na początku roku Saudyjczycy mieli przejąć Wisłę Kraków. Tam temat został jednak spalony, co spotkało się z zawodem kibiców. Gdyby doszło do transakcji, Wisła mogłaby ponownie zostać potęgą, przynajmniej na polskim podwórku. Sprawa szybko nabrała tempa Sprawa szejka z Dubaju, który chciał wesprzeć Janusza Kołodzieja szybko nabrała tempa. Menedżer zawodnika przesłał zainteresowanym wszystkie potrzebne informacje. Zważywszy na stawki rynkowe zawodników za sponsoring, około miliona złotych wystarczyłoby, by wykupić 50% powierzchni reklamowej na kevlarze zawodnika, busie i motocyklu. Drugie 50% zajmuje PGE Ekstraliga i klub. Kołodziej odrzuca wiele marek Jak na standardy żużlowe, Janusz Kołodziej zarabia na tym sporcie krocie. Wszystko dzięki podejściu do sportu i odpowiednim osobom wokół zawodnika. Kapitan Fogo Unii Leszno to jeden z najbardziej lubianych żużlowców w Polsce, który w dodatku jest niekonfliktowy, a wokół niego nie dzieją się żadne niepożądane afery. Krzysztof Cegielski z kolei odrzuca oferty w teorii dużych sponsorów, którzy są prestiżowi, jak Monster, Red Bull czy inne tego typu napoje, a od lat współpracuje z mniej prestiżowymi firmami, które po prostu płacą lepiej. Najlepszym przykładem jest firma Agromix, której właścicielem jest Józef Dworakowski, były prezes Unii Leszno, obecnie jej akcjonariusz. Na tym stanęły negocjacje Wydaje się jednak, że oferta sponsoringu dla Janusza Kołodzieja to był po prostu żart. Sprawa stanęła w martwym punkcie. - Mówią, że wszystko jest możliwe, natomiast sprawa się nie rozwinęła i chyba ucichła. Zostaje w martwym punkcie. Mi to nie przeszkadza. W życiu dzieją się różne rzeczy i ważne, żeby było ciekawie - dodał Janusz Kołodziej. Szkoda, że sprawa się nie rozwinęła, a instytucja bankowa nie wsparła Janusza Kołodzieja. Napływ takich pieniędzy mógłby wpłynąć pozytywnie na rozwój żużla i kto wie - być może zagościć na niezdobytych dotąd przez ten sport terenach.