Jakub Czosnyka, Interia.pl: Kolega redakcyjny zażartował, że strach siadać koło pana przy stole wigilijnym, bo może pan niepostrzeżenie podkraść rybę z talerza. Co pan na to? Grzegorz Leśniak, prezes Cellfast Wilków Krosno: (śmiech) Jak będzie apetyczna to na pewno zniknie. Oczywiście żartuję. Oczywiście wie pan, co mam na myśli, dlatego od razu zapytam, jakie są pana relacje z prezesem GKM-u Marcinem Murawskim i Fogo Unii Leszno Piotrem Rusieckim? Z prezesem GKM-u mieliśmy okazję rozmawiać podczas ostatniej platformy komunikacyjnej klubów PGE Ekstraligi na Mazurach. Zapoznaliśmy się, bo wcześniej nigdy nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Wymieniliśmy się spostrzeżeniami na temat najbliższego sezonu. Myślę, że zbudowaliśmy jak najbardziej poprawne relacje. Z Piotrem Rusieckim nie rozmawiałem natomiast ostatnio. Podczas wspomnianego zjazdu pod Olsztynem pana Piotra nie było. Nie było zatem okazji do kontaktu. Jest między wami zła krew? To bardziej świat mediów chciałby takiego stanu rzeczy. Ja żadnej złej krwi nie wyczuwam i uważam, że takowej nie ma. Nie widzę większych niesnasek między nami. Leśniak: Mamy skład taki, jaki chceliśmy Podczas rozmowy z prezesem Murawskim z pewnością wróciliście do zdarzeń z okresu transferowego. Nie wracaliśmy. To była rozmowa bardziej o bieżących tematach. Tamta sytuacja jest już zamknięta. Każdy zbudował swoją drużynę i skupia się na tym, co przyniesie przyszłość. Sądzę, że zarówno GKM jak i my jesteśmy zadowoleni z naszych zespołów a wszystko zweryfikuje tor. Mogę natomiast dodać, że my mamy drużynę taką, jaką dokładnie chcieliśmy. Jason Doyle, Krzysztof Kasprzak i Mateusz Świdnicki otwierali naszą listę życzeń. Ostatni z nich w moim przekonaniu będzie jednym z najlepszych zawodników do lat 24 w całej lidze. Nie czuje się pan źle odbierany w środowisku żużlowym? Pana odważne działania na rynku transferowym nie każdemu się podobały. Nie odczułem żadnego złego odbioru mojej osoby przez inne kluby. Ze wszystkimi mam poprawne relacje. Wiem, że było gorąco podczas okresu transferowego, bo zaskoczyliśmy konkurencję, ale to było konieczne. Chcąc zwojować coś w PGE Ekstralidze należy dysponować składem, który będzie miał ku temu predyspozycje. Nie ukrywam, że naszą strategią było pozyskanie zawodników, którzy mieli tworzyć trzon w Grudziądzu i Lesznie. Kalkulowaliśmy, że to mogą być nasi potencjalni rywale w kontekście walki o utrzymanie. Myślę, że do naszej grupy dołączyła jeszcze Stal Gorzów, która ma olbrzymią wyrwę po odejściu Bartosza Zmarzlika. A jak to było z Chrisem Holderem? W pewnym momencie był już blisko Krosna. To najpewniej oznaczałoby odejście Vaclawa Milika. Gdybyśmy chcieli ściągnąć Chrisa Holdera, to bardzo możliwe, że przy pełnej determinacji na każdej niwie ten zawodnik trafiłby do nas. Nie było jednak takiego zamiaru. Po szczegółowej analizie wychodziło, że warto postawić na Vaclawa niż szukać kogoś mniej objeżdżonego na naszym torze. Vaclav spędził u nas dużo czasu i zna doskonale owal. To bardzo ważna kwestia. Z analizy plusów i minusów wyszło nam na Czecha. Sporo się rozwinął w ostatnim czasie, rozbudował swój team, realizuje kolejne cele i zmierza we właściwym kierunku. On bardzo chce zadomowić się w PGE Ekstralidze. To nie jest człowiek z przypadku. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że Chris Holder to świetny zawodnik, ale analiza mówiła jasno co trzeba zrobić. Jakie ma pan relacje z Mateuszem Szczepaniakiem? Bardzo dobre. Mnóstwo rozmów za nami przez ostatnie dwa lata, kiedy jeździł dla Wilków. Wiadomo, że to rozstanie było trudnym przeżyciem dla obu stron. Odbyliśmy jednak szczerą rozmowę. Wybrałem do Mateusza numer od razu, kiedy podjęliśmy decyzję. Losy tego, na kogo postawimy ostatecznie ważyły się do końca. Podczas rozmowy przedstawiłem Mateuszowi nasze argumenty i mam nadzieję, że je zrozumiał. Wiem jednak, że ma ciągle duże aspiracje ekstraligowe, stąd jego kontrakt w Grudziądzu. Wracając do pytania nie ma zawodnika z którym miałbym ja albo kierownictwo klubu złe relacje. Jest odwrotnie. Każdemu możemy popatrzyć w oczy. Współpracę z każdym dobrze wspominamy. PGE Ekstraliga poszła beniaminkowi na rękę Ostatnio poznaliśmy terminarz PGE Ekstraligi. Jak się panu podoba układ meczów Cellfast Wilków Krosno? Do terminarza trzeba się dostosować. Przyjmujemy go takim, jaki jest. Jeszcze na jesieni wystosowaliśmy do PGE Ekstraligi oficjalną prośbę, abyśmy pierwszy mecz rozgrywali na wyjeździe. Chodzi modernizację stadionu i ogrom prac na obiekcie, które jest realizowany. By uniknąć niepewności i zwiększyć pewność, że zdążymy na czas, lepiej by Cellfast Wilki pojechały na początek na wyjazd. Ten tydzień dodatkowego czasu to kawał dystansu, podczas którego u nas zapewne będzie nadal sporo się działo na obiekcie. Do tego podgórski klimat w którym leży Krosno dał się we znaki choćby przed dwoma laty. Musieliśmy w połowie kwietnia 2021 roku przekładać inaugurację w Krośnie, bowiem stadion pokryła gruba warstwa śniegu. To dla nas miał być już drugi mecz w ramach sezonu, bo pierwszy był już za nami na wyjeździe. Gdy do tego klimatu dodamy prace modernizacyjne na obiekcie to fakt, że sami nie chcieliśmy skorzystać z tej niepisanej zasady, że beniaminek zaczyna u siebie, ma uzasadnienie. Warto podkreślić, bo zapewne nie wszyscy są świadomi skali przedsięwzięcia prac na naszym stadionie - na dodatek w środku zimy. Liczba jednocześnie wykonywanych działań jest bardzo duża. Do tego spełnienie wymogów PGE Ekstraligi w tak krótkim czasie jest procesem wysoce skomplikowanym, ale nie płaczemy tylko robimy wszystko, co w naszej mocy. Stadion jest miejski, w związku z tym miasto jako inwestor zleciło szereg prac i wszystkie idą zgodnie z harmonogramem. Podchodzimy do tematu zatem optymizmem i liczymy, że nasz mecz w drugiej kolejce z Apatorem Toruń odbędzie się zgodnie z planem. Na pierwsze spotkanie natomiast jedziemy do Leszna. Nie chcę tu używać sloganu i mówić, że jedziemy walczyć o zwycięstwo, albo o jak najlepszy wynik. My znamy swoją wartość i jedziemy wygrać ten mecz. Stać nas na tę wygraną. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że Unia to mocny rywal i będzie faworytem tego spotkania. Pamiętajmy jednak, że te inauguracyjne kolejki potrafią płatać figla. Różnie jest też wówczas z silnikami. Poza wszystkim presja spoczywać będzie na leszczynianach. To będzie mecz o dużym ciężarze gatunkowym, gdy idzie o finalne rozstrzygnięcia w tabeli. My zamierzamy podejść do tego meczu odpowiednio zmobilizowani ale i na sportowym luzie. To Unia nie tylko musi wygrać to spotkanie, ale do tego musi zwyciężyć jak najwyżej. Przecież ewentualna porażka gospodarzy będzie dla nich katastrofą. Jeśli wyjedziemy na tarczy, to końca świata nie będzie. Na pewno jednak liczymy na dobry rezultat. W tej konfrontacji także punkt bonusowy w kontekście dwumeczu może mieć duże znaczenie. Czy Wilki pójdą śladem Motoru Lublin? Często porównują Was do drogi, jaką przeszedł Motor Lublin z 2. Ligi Żużlowej do PGE Ekstraligi - finalnie sięgając po złoto. Pewne analogie widać gołym okiem. Koniecznie chcemy się utrzymać w PGE Ekstralidze. Zależy nam na dostarczeniu pozytywnych wrażeń kibicom w meczach z naszym udziałem. Natomiast samo porównywanie nas do Motoru Lublin jest nobilitacją dla naszego klubu. Motor to świetnie poukładany i zarządzany klub. Nie ukrywam, że podpatrujemy ich rozwój. Wiadomo jednak, że żużel jest bardzo specyficzną dyscypliną, więc nie ma gotowej recepty na sukces. Każde miasto ma inne uwarunkowania i każdy musi stosować własną mapę drogową rozwoju. My mamy swoje założenia, które realizujemy krok po kroku. Cieszymy się, że przynoszą one pozytywny skutek. W Lublinie karnety na cały stadion sprzedają się w minutę. Czegoś takiego w polskim żużlu jeszcze nie było. To efekt pracy prezesa Jakuba Kępy i wiceprezesa Piotra Więckowskiego. My pracujemy na mniejszych liczbach, ale porównując wielkości miast to jest u nas całkiem nieźle. Zainteresowanie żużlem w Krośnie też ogromne. Sprzedaliśmy do tej pory 4300 karnetów, co jest bardzo dobrym wynikiem, a do sezonu jeszcze nieco ponad trzy miesiące. Dla porównania w ostatnim sezonie takich nabywców było w sumie 2200. Myślę, że idziemy w dobrą stronę. Pochwaliliście się współpracą z Grupą Orlen. Na razie koncern wspiera waszą szkółkę, a to może być wstęp do czegoś większego. Widzi pan taką szansę? Szansa zawsze jest. Czas pokaże. Na ten moment wsparcie Orlenu przeznaczane jest na młodzież. Bardzo nas cieszy ta współpraca, bo dla nas to powód do dumy. Zostaliśmy nawet zaproszeni na podsumowanie roku sportowej rodziny Orlenu w Warszawie. Dla naszych najmłodszych zawodników możliwość uściśnięcia dłoni najlepszym polskim sportowcom było wielkim przeżyciem. To krótkie życzenia na koniec. Czego życzyć panu i Wilkom Krosno w nowym roku poza utrzymaniem? Może trochę spokoju? Nasz dynamiczny rozwój i awans do PGE Ekstraligi w cztery lata od rejestracji klubu kosztował nas wszystkich sporo zdrowia. Kolejne wyzwania przed nami, zatem to zdrowie będzie wszystkim potrzebne. Chciałbym, abyśmy na koniec sezonu 2023 mogli sobie powiedzieć, że wszystkie założenia zostały zrealizowane. Jestem pewien, że nam się to uda, ale spodziewam się roku pełnego wyzwań. Szczególnie dla tak małego ośrodka, jakim jest niespełna 50-tysięczne Krosno. Jesteśmy jak Kopciuszek na salonach, ale nie czujemy strachu i wierzymy, że uda nam się skutecznie rywalizować z tymi wielkimi i utytułowanymi rywalami.