Jak wytłumaczyć potencjalnym sponsorom, że mogą wyjść ze stadionu z niczym? Jak pozyskać telewizję chętną zapłacić za prawa do transmisji, skoro każdy odwołany mecz kosztuje ją 30 tysięcy złotych? Kiedyś odwoływanie i przekładanie meczów było plagą żużla. Po opadach deszczu tory często przypominały grzęzawiska i nie dało się nic z tym zrobić. Przygotowanie nawierzchni po opadach do bezpiecznej jazdy było często niemożliwe. Od kilku lat kluby wiedząc o złych prognozach, przykrywają tory plandekami. Po przejściu opadów plandeki składają, a kibice mogą się wygodnie rozsiadać na trybunach w oczekiwaniu na żużlowy mecz. Jest wielka kasa, ale podwyżek nie będzie. Tak władze ligi chcą ograć milionerów Przy nawałnicy nie działa. Można łódką pływać System z plandekami to część większego pomysłu żużlowej PGE Ekstraligi. Każdy klub musiał nie tylko zakupić plandekę, ale i zbudować odwodnienie liniowe, żeby można było deszczówkę szybko odprowadzić ze stadionu. Koszt jednej takiej plandeki to około 200 tysięcy złotych (ostateczny koszt zależy od wielkości toru, który trzeba przykryć), do tego dochodzi blisko milion złotych za odwodnienie. Przy ośmiu klubach daje to kwoty rzędu 10 milionów złotych. Przy ogromnej ulewie zdarza się, że ten system nie działa. W Gorzowie nie raz stadion znajdował się pod wodą. A było jej tyle, że można było łódką pływać. Od razu trzeba jednak wyjaśnić, że tak działo się przy naprawdę potężnych opadach. Normalne deszcz nie stanowił problemu. I właśnie ten system poszedł teraz do reklamacji. Reklamacja czy planowe działanie? W Ekstralidze można usłyszeć, że to nie reklamacja, lecz planowe działanie. Natomiast w klubach mówi się wprost o reklamacji plandek. Przeważnie chodzi o krawieckie poprawki, choć w kilku przypadkach pojawił się temat ich przeciekania. Wiadomo, że przeciekająca plandeka, to kłopot, bo na torze tworzą się bardziej przyczepne i niebezpieczne dla zawodników pasy. Wilki złożyły reklamację, inni mieli poprawki krawieckie Przeciekała plandeka w Krośnie i tu producent uznał reklamację i wziął towar do naprawy tak, żeby klub był gotowy na ligę. W Lublinie zgłaszali podobny problem. Z naszych informacji wynika jednak, że tam reklamacji nie uwzględniono, dowodząc, że klub nieodpowiednio użytkował i składował materiał do przykrycia toru. W kilku innych przypadkach, między innymi w Grudziądzu, czy w Gorzowie, plandeki były tylko i wyłącznie skracane. Tu też pojawił się problem polegający na tym, że plandeki były za długie i przykrywały kratki ściekowe, a woda, która na nie spadała, spływała na płytę boiska i tam tworzyły się kałuże. Zasadniczo wielka naprawa systemu za miliony ma sprawić, że teraz już na żadnym stadionie nie będzie sytuacji, w której woda poleci poza kratkę. Mówią, że przecieka, ale nie reklamują Inna sprawa, że w jednym klubie mówią nam o przeciekaniu plandeki, które nie zostało zgłoszone do reklamacji. Ekstraliga, która nadzoruje temat, mówi, że najpewniej klub sam w tej sytuacji zawinił. Bo plandeka jest wielką pomocą, ale tor musi być dobrze wyprofilowany tak, żeby woda na nim nie stała. Jeśli się to dzieje, to plandeki faktycznie mogą podciekać. Pierwszą plandekę kupiła Ekstraliga Żużlowa i przekazała ją do Wrocławia na testy. Tamtą plandekę zrobiła duńska firma Speed Sport. Kolejne plandeki były robione u polskiego producenta, który szyje je w Ukrainie. Po wybuchu wojny było trochę problemów z zamówieniami, ale finalnie każdy został zaopatrzony. Reklamacje też są robione terminowo. Nikt na razie się nie skarży.