Obecny sezon był najgorszym w karierze Maksyma Drabika. Jako 17-latek jeździł znacznie lepiej niż teraz. Polak zawiódł w większości spotkań, notując jedynie krótkotrwały przebłysk formy, gdy w czterech meczach zdobywał dwucyfrowe wyniki. Wielkie zarobki, wielkie nadzieje Dużą wiarę w Maksyma Drabika pokłada prezes Krzysztof Mrozek. Mówi się, że w INNPRO ROW-ie Polak ma otrzymać 800 tysięcy złotych za podpis oraz 8 tysięcy złotych za każdy zdobyty punkt. Przy założeniu zdobycia 150 punktów z bonusami, Drabik może zarobić nawet 2 miliony złotych. Mistrz świata juniorów ma pełnić rolę lidera drużyny. Talent Drabika jest bezsprzeczny, jednak jego problemy wynikają głównie z niedopasowania sprzętu. Kibice rybnickiego klubu wierzą, że jeśli znajdzie odpowiednich ludzi do swojego teamu, Polak stanie się znów jednym z najlepszych żużlowców na świecie. Oczywiście, chcieliby większej gwiazdy, ale na bezrybiu i rak ryba. Zamknięte drzwi i ryzyko utraty fortuny Ostatnie doświadczenia Drabika w ekstraligowych klubach nie były najlepsze. W środowisku słyszymy, że zawodnik unika kontaktu z władzami Krono-Plast Włókniarza. Podobno nie odbiera telefonów, a w siedzibie klubu próżno szukać śladu Drabika. Po takich perypetiach prezes Michał Świącik może już nigdy nie chcieć zatrudnić syna żużlowej legendy. Problemy występowały także w innych klubach. Kibice dobrze pamiętają zamieszanie z Betard Spartą Wrocław, gdzie Drabik został zawieszony na rok za złamanie przepisów antydopingowych, a jego odejście miało chłodny wydźwięk. Choć był to najlepszy okres w jego karierze, tamta współpraca zakończyła się niesmakiem. Jeśli Drabik nie pokaże lepszej jazdy w ROW-ie i pojawią się kolejne problemy, to zapewne straci miejsce w PGE Ekstralidze. To oznaczałoby utratę potencjalnych zarobków, gdyż w niższej lidze nikt nie zaoferuje mu tak wysokich wynagrodzeń, jakie zapewnia najwyższa klasa rozgrywkowa.