Za tydzień wielka inauguracja sezonu ligowego w Polsce, a trzy z ośmiu drużyn w PGE Ekstralidze nie wyjechały jeszcze na swój tor. Problemy mają w Krośnie, Gorzowie i Lublinie. Grudziądz po wielu perturbacjach dopiero kilkanaście godzin temu odbył pierwsze sesje treningowe. Zawodnicy wraz ze sztabami szkoleniowymi błąkają się po kraju, korzystają z uprzejmości innych klubów i szukają przyzwoitych warunków, żeby chociaż pokręcić kilka kółek. Zaczyna się nerwowe patrzenie w niebo, czy aura nie storpeduje świątecznej kolejki. Te pytania są zasadne, tym bardziej, że na następny tydzień synoptycy zapowiadają załamanie pogody, a nawet nagły nawrót zimy. Istnieje więc groźba, że zamiast na stadion wyjdziemy przed domy lepić bałwana. Menedżer Motoru Lublin - Jacek Ziółkowski powiedział mi w czwartek, że aby dostać się rano do pracy musiał najpierw zeskrobać zaszronioną szybę. Wiadomo, kluby są zobligowane do posiadania plandek, więc ryzyko przekładania meczów jest w jakimś sensie ograniczone, tylko czy jest sens przepychać się z aurą, z którą i tak nie wygramy? Na globalne ocieplenie też raczej nie ma co liczyć. Załóżmy jednak optymistyczny scenariusz, że nastąpi jakaś poprawa aury w końcówce przyszłego tygodnia, to ten tor pod plandeką i tak zachowuje się zupełnie inaczej niż w okresie letnim, kiedy te temperatury są wysokie i nawierzchnia szybciej przesycha. W niższych ligach nie ma obowiązku kupowania plandek więc tutaj sytuacja wygląda jeszcze gorzej. Znając Speedway Ekstraligę, ta będzie reagować na bieżąco wpatrując się w kolejne raporty pogodowe. Kupią sobie w ten sposób czas. Tylko, że jeśli nie nastąpi drastyczna poprawa np. w środku tygodnia, wchodzą w buty zawodnika wolałbym wiedzieć wcześniej, czy będę w święta pracował, czy spędzę je z rodziną. W każdym razie nie chciałbym się dowiedzieć już na stadionie, że pod długim oczekiwaniu na decyzję sędziego, muszę zawracać w długą podróż do domu z pakietem: mecz odwołany, święta zepsute. Szkoda też kibiców. To żadna przyjemność ślęczeć na stadionie przy niskich temperaturach kilkanaście godzin, do późnego wieczora. W pierwszej kolejce czeka nas hit, starcie gigantów, rewanż za finał sprzed dwóch lat i być może przedsmak tegorocznych finałów. Godne spotkanie, warto obejrzeć w godnych okolicznościach przyrody. Nic na siłę, kilka dni zwłoki nas nie zbawi i korona z głowy nikomu nie spadnie. Zawodnicy dopiero się wjeżdżają, rozprostowują kości. Nie ma potrzeby kusić losu, odniesienia kontuzji na "dochodzących" do siebie po zimowej przerwie torach. Żużlowcy pewnie też się nie obrażą, jeśli w Wielkanoc i w Lany Poniedziałek zostaną w domach, a my zamiast żużla obejrzymy po raz 1576759 "Zncahora", albo "Krzyżaków".