Przypomnijmy, że w niedzielę w Ostrowie doszło do paskudnego upadku Francisa Gustsa, Olivera Berntzona oraz Klindta właśnie. Najbardziej ucierpiał ten ostatni, choć wydawało się że z tej kraksy każdy musi wyjść połamany. Berntzon opuścił już szpital, jego koledzy wyjdą w środę. Ale Klindta czeka bardzo długa rehabilitacja, bo lista jego urazów jest porażająca. W poniedziałek opisał wszystko w mediach społecznościowych. Klindt ma złamanie w dwóch miejscach kręgu C3 w odcinku szyjnym oraz wstrząśnienie mózgu. - Złamania nie są skomplikowane, więc obejdzie się bez operacji. Potrzebuję teraz dużo odpoczynku. Otrzymałem masę wiadomości, dziękuję wam wszystkim za wsparcie. Myślę, że ktoś z góry wczoraj nade mną czuwał za co jestem bardzo wdzięczny. Byłem już w podobnej sytuacji i wiem, że wrócę silniejszy! - przekazał Nicolai oficjalnej stronie klubu. Mieli małe szanse, teraz nie mają ich wcale Wybrzeże Gdańsk pojedzie w półfinale z Falubazem Zielona Góra. Jeszcze przed kontuzją Klindta było jasne, że jeśli te dwie drużyny spotkają się w ćwierćfinale, faworyt będzie jeden. Teraz to można wręcz powiedzieć, że Wybrzeże jedzie na stracenie. Przecież bez lidera tak naprawdę ten zespół nie ma argumentów w starciu ze zdecydowanym hegemonem pierwszoligowych rozgrywek. Choć to oczywiście tylko sport, awans Wybrzeża byłby cudem. Pech chciał, że taka kontuzja przytrafiła się w Gdańsku akurat w najważniejszym momencie sezonu. Jak wszyscy dobrze wiemy, runda zasadnicza często jest formą przygotowania do fazy play-off i wówczas porażki tak wiele nie ważą. Teraz już żarty się skończyły. Zaczęła się z kolei walka o awans do PGE Ekstraligi, którą los Wybrzeżu wybitnie utrudnił. Niejeden powie, że wręcz mu ją uniemożliwił. A pierwszy mecz z Falubazem już w niedzielę.