Rok temu Woryna zakończył PGE Ekstraligę ze średnią 2,020. Był piątym najlepszym polskim seniorem, po Zmarzliku, Kołodzieju, Janowskim i Kuberze. Prezentował się świetnie, Włókniarz mógł w oparciu o niego budować pary i wierzyć w to, że Woryna swoje dziesięć punktów przywiezie. A wielokrotnie przywoził nawet więcej. Wydawało się, że to jeszcze nie jest sportowy szczyt tego żużlowca, tym bardziej że Woryna ma dopiero 27 lat. Teoretycznie wszystko może być jeszcze przed nim. Zwracano jednak uwagę na to, że może on różnie zareagować na odejście Rafała Lewickiego. Doświadczony mechanik i menedżer Artioma Łaguty miał rok temu więcej czasu, bo jego podstawowy zawodnik był jak wiemy zawieszony. Z Woryną jednak układ był jasny: Lewicki wraca do Łaguty, jeśli ten zostanie przywrócony do rozgrywek ligowych. Tak też się stało, a Woryna stracił ważną osobę w teamie. Niby doświadczony już żużlowiec powinien z takimi rzeczami sobie radzić, ale były pewne obawy. Przy Lewickim Kacper podniósł swój poziom sportowy w sposób bardzo znaczący. Bez niego jest cieniem samego siebie. Woryna stał się przeciętniakiem Odkąd u boku Woryny nie ma Rafała Lewickiego, zawodnik Włókniarza wrócił do poziomu z początków przygody we Włókniarzu, kiedy to jednak delikatnie rozczarowywał. Teraz jedzie wręcz słabo. Ostatnią dwucyfrówkę bez bonusów miał w lidze... w połowie czerwca! Ostatnie wyniki to 5+3, 0, 6+3. Poza tym środkowym niby nie ma dramatu. Ale to nie jest ten zeszłoroczny Woryna, pełen polotu, finezji, z ewidentną radością czerpaną z każdego biegu. To u niego gdzieś uciekło. Oczywiście nie ma stuprocentowej pewności, że odejście Lewickiego bezpośrednio wpłynęło na załamanie formy u Woryny, ale można mieć takie przypuszczenie. Podobnie było przecież ze wzrostem tej dyspozycji, gdy mechanik dochodził do teamu Kacpra. Jego wyniki się bardzo poprawiły. Worynie pozostaje zatem rozglądać się z kimś równie doświadczonym, kto mógłby pomóc ogarnąć tematy sprzętowe. Problem w tym, że na rynku takich jest bardzo niewielu.