Leon Madsen i Mikkel Michelsen, gwiazdy Krono-Plast Włókniarza Częstochowa, rozsyłają oferty po innych klubach. A pod Jasną Górą pełen luz i spokój. Działacze Włókniarza zapewniają, że wiedzą o tym, co się dzieje i mają wszystko pod kontrolą. Walczą o pieniądze wewnątrz jednej drużyny. Kuriozum w polskiej lidze To robią Madsen z Michelsenem Z klubu docierają do nas informacje, że to, co robią Madsen z Michelsenem to sondowanie rynku i budowanie pozycji negocjacyjnej. W Częstochowie nie wykluczają, że Duńczycy zaraz przybiegną do nich z ofertą od innego prezesa, żeby spróbować wywalczyć sobie lepsze warunki. Oczywiście, to jest wielce prawdopodobny scenariusz. W żużlu jest tak, że każdy rozmawia z każdym, żeby rozeznać się w sytuacji i wiedzieć, co mu się bardziej opłaca. Większość zawodników, zwłaszcza tych zagranicznych, nie jest przesadnie przywiązana do klubów, w których występuje. To są raczej najemnicy, którzy idą tam, gdzie dostaną więcej. Liczy się kasa i pozycja w drużynie. Czy Włókniarz może spać spokojnie? To teraz zadajmy sobie pytanie, czy spokój działaczy Włókniarza jest uzasadniony. Zacznijmy od kasy. Zarówno Madsen, jak i Michelsen mają w Częstochowie kontrakty przekraczające milion złotych za podpis i 10 tysięcy za punkt. Roczne przychody Madsena we Włókniarzu są szacowane na minimum 3,5 miliona złotych. Te Michelsena też sięgają 3 milionów. Obaj zarabiają bardzo dobre pieniądze. Żeby dostać więcej, musieliby trafić na wyjątkowo zdesperowanego beniaminka szukającego wzmocnień, albo mieć ofertę z Betard Sparty Wrocław, najbogatszego klubu w Polsce. Mówi się, że Sparta zagięła parol na Madsena, a także o tym, że Michelsen jest poważną opcją B. Jeden z Duńczyków mógłby teoretycznie wejść w buty Taia Woffindena (ten ma być odsunięty po sezonie), czyli dostać kontrakt powyżej miliona za podpis i 10 tysięcy za punkt. Jednak ani Madsen, ani Michelsen nie mają co liczyć na znaczącą poprawę warunków w stosunku do tego, co mają we Włókniarzu. Finalnie może się okazać, że z takiej zmiany zysków nie będzie. Tego nie da im Sparta Nawet jeśli Sparta przebije Włókniarza kwotą za podpis o 200-300 tysięcy złotych, to Duńczycy mogą stracić na punktach. Sparta może im dać te same warunki, co Włókniarz, ale może się okazać, że w nowym zespole będą oni zdobywać mniej punktów. We Włókniarzu mają pozycję wyjątkową, są liderami. W Sparcie każdy z nich będzie zawodnikiem numer 3 lub 4. Artiom Łaguta, Maciej Janowski i Daniel Bewley, który już jakiś czas są w Sparcie, mają priorytet. Duńczycy, chcąc wyrwać większy kawałek tortu, będą się musieli naprawdę mocno napocić. Zatem w Częstochowie, zdając sobie sprawę, z pewnych uwarunkowań nie reagują i pozwalają się wyszaleć swoim gwiazdom. Nawet jeśli któraś z nich się skusi i odejdzie, to Włókniarz nie będzie płakał. Weźmie Woffindena, który już dzwonił do Częstochowy z pytaniem o pracę. Za zmianą przemawia tylko jedno Poza wszystkim we Włókniarzu nie bardzo wierzą w to, że Madsen czy Michelsen trafią do innego klubu. Nawet, jak dostaną te 200-300 tysięcy więcej. Zdaniem działaczy żaden z wymienionych nie zgodzi się na to, żeby być numerem 3 lub 4. Duńczycy mają naturę liderów, oni chcą rządzić. W przypadku takiego Madsena jedyną motywacją mogłaby być zatem chęć zmiany otoczenia po kilku latach we Włókniarzu. Chęć dla zyskania nowego impulsu. Podobnie zrobił rok temu Jakub Miśkowiak. Jemu też nie opłaciło się odchodzić z Włókniarza, bo ebut.pl Stal Gorzów nie zaproponowała mu o wiele więcej. Miśkowiak szukał jednak nowego wyzwania. Madsen też może go poszukać. Zwłaszcza że z każdym sezonem delikatnie obniża loty. Rzucają milionami. Chcą zdetronizować Motor