Trofimow na mecz przyjechał, ale głowa już nie dojechała. Takiej treści wpis po meczu ROW-u Rybnik z Enea Falubazem Zielona Góra zamieścił żużlowy ekspert - Patryk Malitowski. Delikatnie, ale w punkt. Ja w język gryzł się nie będę. Faworyt rozgrywek 1. Ligi Żużlowej wygrał w Rybniku, ale więcej niż o samym meczu mówiło się m.in. o nierozważnym ataku Wiktora Trofimowa, który staranował Krystiana Pieszczka oraz kolegę klubowego Krzysztofa Buczkowskiego. Trofimowowi odcięło prąd. Krok od tragedii w Rybniku Wypadek wyglądał makabrycznie. Motocykl Ukraińca z polskim paszportem wystrzelił w górę, przeleciał przez ogrodzenie i wylądował w miejscu gdzie bardzo często przechodzą postronni obserwatorzy, przedstawiciele mediów. Nie będzie nadużyciem, jeśli napiszemy, że tragedia była o krok, a dmuchana banda uratowała życie całej trójce. Najmocniej ucierpiał sprawca karambolu. Trofimow stracił na chwilę przytomność, a szczegółowe badania w szpitalu wykazały, że żużlowiec doznał złamania kości ramieniowej w prawej ręce. Trofimow od zawsze uchodził za żużlowego kamikadze, nie patyczkował się z rywalami, ale w tym przypadku popaliły mu się styki. Wiktor zamknął oczy i poszedł jak dzik w żołędzie nie licząc się zupełnie z konsekwencjami. A te mogły być naprawdę opłakane. Nie moją intencją jest pastwienie się nad Trofimowem, ale próba zwrócenia uwagi, na to, że chyba zbyt szybko przechodzimy do porządku dziennego nad torową bandyterką. Może się na mnie Wiktor nawet obrazić, ale nie ma wytłumaczenia na to czego się dopuścił, jaką akcję wykonał. I nikt mi nie wciśnie, że chłopaka poniosła ambicja, bo debiut w nowych barwach itd. Nie, to był skrajny brak odpowiedzialności, który mógł doprowadzić do poważnego uszczerbku na zdrowiu samego Trofimowa i uczestników biegu trzeciego. Surowe kary dla jeźdźców bez głowy Porównywałbym to do kierowcy samochodu, który prowadzi pojazd na dużej prędkości i pcha się do wyprzedzenia na trzeciego. On też przy decyzji o ryzykownym manewrze ma nadzieję, że nie spowoduje masakry w ruchu lądowym. Uda się, super, upiekło się, przepisy złamane. Ale wystarczy jeden błąd, strata panowania nad autem i "bigos" gotowy. Tutaj granica jest bardzo cienka. Trzeba wiedzieć, kiedy zachować zdrowy rozsądek i zdjąć pedał z gazu. Szef sędziów - Leszek Demski wysłał do komentatorów w trakcie relacji na żywo smsa, że żółta kartka dla 24-latka jest wystarczającą sankcją. Proszę mi wierzyć, że najpierw cofnąłem sobie na dekoderze transmisję, czy aby na pewno się nie przesłyszałem, a potem zrobiłem już tylko oczy jak pięciozłotówki. To ja się pytam, czego brakowało do czerwonej? Żeby zawodnicy wjechali ze stadionu w karawanach? Piętnujmy tego typu zachowania, ładujmy sankcje, zawieszajmy. Mamy tyle instrumentów do karania, a dalej niektórym nie wystarcza, że trzech facetów schodzi do parku maszyn chwiejnym krokiem, niczym bokserzy po ciężkim nokaucie. Szanujmy kości, szanujmy się nawzajem. W piłce nożnej za brutalne faule nie trzeba komuś złamać nogi, żeby zapracować na "asa kier". Dedykowane do tego specjalnie utworzone ciało wnikliwie bada każdy występek i może "podkręcić" orzeczenie arbitra już po fakcie. Lepiej zapobiegać niż leczyć. Idźmy tym tropem, surowo sankcjonujmy również bezmyślne intencje. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której Buczkowski i Pieszczek leżą w szpitalu, a Trofimow po żółtej kartce jak gdyby nigdy nic jedzie w następnej serii meczów. I może warto delikwentów, którzy pakują przeciwników w płot i doprowadzają do ich kontuzji, obciążyć kosztami hospitalizacji pokrzywdzonego zawodnika?