Jakub Czosnyka, Interia.pl: Informacja o tym, że wracasz na żużlowe ekrany telewizorów pewnie ucieszyła niejednego kibica. Jak do tego doszło? Joanna Cedrych, dziennikarka Eleven Sports: Dostałam telefon od Patryka Mirosławskiego. Zapytał, czy jestem zainteresowana pracą przy PGE Ekstralidze. Odpowiedziałam, że bardzo chętnie spotkam się i porozmawiam na ten temat. Wszystko więc przegadaliśmy, ustaliliśmy warunki, obie strony były zadowolone, więc pozostało mi poukładanie pracy w Eleven z inną aktywnością zawodową, którą zajmuję się na co dzień, a mianowicie rozwijam aplikację podróżniczą. Na szczęście wszystko się udało. Ciągnęło wilka do lasu? Powiem szczerze, że jak odebrałam telefon od Patryka, to pojawił się uśmiech na twarzy, serce zabiło szybciej i wróciły wspomnienia. Bardzo się ucieszyłam. Jednak to nie jest tak, że jakoś bardzo mnie ciągnie do tej telewizji, tylko chyba działa to w drugą stronę - to telewizja ciągnie do mnie (śmiech). Fajnie natomiast, że po tylu latach ktoś o mnie pamięta. To bardzo miłe i rzeczywiście nie trzeba było mnie długo namawiać. Dlaczego akurat stacja Eleven? Z Canal Plus zakończyłam współpracę kilka lat temu i tyle. Tu postawię kropkę. Z Motowizją działaliśmy dwa lata temu, bo w minionym sezonie nie było takiej możliwości. Eleven będzie więc trzecią stacją, z którą mam przyjemność współdziałać. Z innych stron propozycji nie miałam i nawet bym się ich nie spodziewałam. Ale nie jest chyba tajemnicą, że szefom Canal Plus niegdyś zależało na twoim powrocie? Pomidor (śmiech). Natomiast jestem w kontakcie z tą redakcją, bo spędziłam tam parę lat i mam kontakt z tamtymi ludźmi. Temat mojego powrotu rzeczywiście pojawił się rok po odejściu, jednak wówczas nie byłam tym zainteresowana. Kiedy odchodziłam z telewizji powiedziałam sobie, że chcę spróbować czegoś innego. Rok to było dla mnie zdecydowanie za krótko. Nie poczułam takiej tęsknoty za telewizją, jaką miałam teraz. Szef sportu w Eleven szumnie pochwalił się waszą żużlową załogą. Personalnie zostawiliście Canal Plus w tyle? Nie wiem, czy powinniśmy rozpatrywać kwestie transferowe dziennikarzy tak samo, jak jest to w przypadku klubów żużlowych. Czasami jest potrzeba dołożenia nowej twarzy do zespołu i tak też się stało w przypadku Eleven. Widocznie w Canal Plus takich potrzeb obecnie nie ma. Sporo kobiet znalazło się teraz w redakcji Eleven. Pytam pół żartem, pół serio, ale czy się tam przypadkiem nie pozabijacie? (śmiech) Z tego co mi wiadomo, to mężczyźni mają w sobie więcej testosteronu i ze sobą walczą. Kobiety łagodzą obyczaje, a poza tym słyszałam, że atmosfera w zespole Eleven Sports jest fantastyczna. Z Anitą Mazur widywałam się na transmisjach i bynajmniej nigdy nie doszło do żadnych rękoczynów (śmiech). Z Marceliną Rutkowską też gdzieś się minęłyśmy, ale akurat większego kontaktu nie miałyśmy. Zresztą role są jasno określone. Dziewczyny nadal prowadzą studio, a ja będę w parku maszyn. Ostatnio w Motowizji prowadziłam studio, więc teraz będzie to dla mnie przyjemna odmiana. Nie widzę więc pola do tego, abyśmy miały się jakoś pozabijać. Mam nadzieję, że dziewczyny mają podobne zdanie. Rozumiem, że nie ma planów na to, abyś z czasem miała pojawić się w studio, czy spróbować sił w komentowaniu? Na ten moment mam być reporterem w parku maszyn. Powiedziałaś wcześniej, że poza Eleven nadal będziesz rozwijać produkt z innej branży. Zakładam, że łączenie dwóch takich odpowiedzialności może być dla ciebie pewnym obciążeniem i psychicznym i fizycznym. Kiedy pracowałam w Motowizji, to łączyłam tę rolę z inną pracą. Czasami nawet obsługiwałam dwa mecze w tygodniu, więc nie miałam ani chwili wytchnienia. Nie ukrywam, że nie jest to najbardziej komfortowa sytuacja, ale dla mnie te mecze będą zmianą otoczenia i możliwością zrobienia czegoś innego. Generalnie jestem osobą, która nie lubi zbyt długo robić jednej rzeczy. Lubię zmiany w życiu. Im bardziej są zróżnicowane, tym lepiej. Nie chcę więc mówić, że będzie mi ciężko, bo wszystko dokładnie przemyślałam. Poza tym nie jestem starszą panią, która powinna w wolny dzień siedzieć na kanapie i oglądać seriale. Jest wręcz przeciwnie - kiedy nic nie robię, to marnuję czas. Leżenie na kanapie to u mnie rzadkość. Lubisz sporo podróżować. Teraz może być z tym trudniej. Jakieś przerwy w rozgrywkach będą, więc czas może uda się znaleźć. Natomiast wiem, że trochę z podróżami będzie ciężej, ale wszystko da się pogodzić. Może teraz postawię na tak zwane city breaki, a długie wypady pozostawię na okres po sezonie żużlowym. A nie ciągnie cię, aby spróbować jeszcze czegoś innego i wcielić się w rolę działacza żużlowego? Nieustannie marzę o tym, aby zostać prezesem Kolejarza Opole (śmiech). Ale tak poważnie, to obecni prezesi są super i nie mam zamiaru wchodzić w tę rolę. Śmieję się oczywiście, bo to takie małe marzenie moje i mojego brata. Takie propozycje jednak nie padały w ogóle. W ostatnim czasie udało mi się poprowadzić uroczystą galę w Grudziądzu do spółki z Kamilem Morydzem, ale to jeszcze inna działka. Ale nie wykluczasz, że nie spróbujesz czegoś takiego w przyszłości. Ja oczywiście żartowałam z tym Kolejarzem. Nie wierzę, że gdyby padła taka propozycja, to nie zastanawiałabyś się. Gdyby padła, to bym się bardzo długo zastanawiała (śmiech). To byłaby super sprawa być prezesem klubu, któremu kibicuję od małego. Jednak wiem, że to bardzo ciężka praca, od której nie da się odpocząć. Trzeba być dostępnym cały czas i mierzyć się z dużymi problemami. Prezesi klubów często wykonują ciężką robotę, a nierzadko dostają za wszystko po głowie. Twój ukochany Kolejarz w minionym sezonie nie wywalczył awansu do eWinner 1. Ligi. Miałaś po tej porażce takiego kibicowskiego kaca? To był kac gigant. Ten mecz finałowy po raz pierwszy oglądałam z wieżyczki, gdzie są miejsca VIP, na które zapraszali mnie prezesi. Jestem jednak wierna pierwszemu łukowi i to był chyba błąd, bo tak sobie myślę, że ta zmiana miejsca zadecydowała o porażce (śmiech). Szkoda natomiast, że nie udało się awansować. Dwa lata temu jeździłam za Kolejarzem pracując jeszcze w Motowizji. Wtedy dość szybko było wiadomo, że awans prawdopodobnie wywalczą Wilki. Natomiast sytuacja z tego sezonu była dla mnie trudna do zaakceptowania, bo przez cały sezon wydawało się, że nic nie stoi na przeszkodzie, by Kolejarz awansował. Wierzyłam bardzo w ten sukces, ale niestety nie udało się. Mówiąc szczerze, wspólnie z bratem po finale z Landschut popłakaliśmy się.