Skrzydlewski zakochany w Cieślaku Witold Skrzydlewski od wielu lat podejmował próby ściągnięcia do prowadzonego przez siebie klubu, najbardziej utytułowanego polskiego trenera - Marka Cieślaka. Przed tym sezonem mógł odtrąbić sukces, bo wreszcie dopiął swego. Od tej pory włodarz Orła przy każdej nadarzającej się okazji stara się słodzić Cieślakowi. Skrzydlewski jest nim wręcz zauroczony. Cytowany przez portal polskizuzel.pl mówi, że nadaje z byłym selekcjonerem kadry na tych samych, emeryckich falach. - Wiekowo jesteśmy zbliżeni. Mamy do siebie dużo zaufania - zaznacza. Wielu traktuje te słowa z przymrużeniem oka. Obaj panowie mają zbliżone, wybuchowe charaktery. Często działają pod wpływem emocji i nie gryzą się w język więc złośliwi twierdzą, że bardzo szybko dojdzie między nimi do zgrzytu. Skrzydlewski o możliwej kłótni z Cieślakiem - Wszyscy mówią, że prędzej czy później się pokłócimy, bo nie da się pogodzić ognia z wodą. Ja się z tym nie zgadzam. Moim zdaniem jesteśmy w tej samej jednostce strażackiej. Będziemy razem gasić, a nie podpalać - kontruje człowiek, który pociąga za sznurki w łódzkim klubie. Oprócz tego, że Skrzydlewski bardzo ceni Cieślaka, zdecydował się sięgnąć po niego, ponieważ nazwisko trenera działa na zawodników jak magnes i każdy chce z nim pracować. Żużlowcy często powtarzają, że temu szkoleniowcowi po prostu się nie odmawia. - Mamy skład, który w dużym stopniu zbudował trener. Ja nie jestem aż tak mądry. W wielu przypadkach, kiedy oferty finansowe były porównywalne, zawodnicy pytali, kto będzie prowadzić zespół - podkreśla, jakby na poparcie tej tezy. Nie mają ciśnienia na PGE Ekstraligę Charyzmatyczny działacz pokusił się ponadto o komplement, po którym Cieślakowi mogły spaść buty z wrażenia. Skrzydlewski postawił go w jednym szeregu z legendarnymi polskimi trenerami: Felixem Stammem i Kazimierzem Górskim. - To pokazuje, że Marek Cieślak ma autorytet. Stąd wzięło się to porównanie. To jest jedna liga - wyjaśnia. Orzeł może w tegorocznych rozgrywkach 1. Ligi sporo namieszać. Skrzydlewski sygnalizuje jednak, że nie ma w tym roku ciśnienia na awans do PGE Ekstraligi. Przed zespołem postawiono skromny cel, spokojnego wejścia do fazy play-off. Biorąc pod uwagę, że tej sztuki dokona sześć z ośmiu ekip, musiałby się wydarzyć naprawdę jakiś kataklizm, aby zestawienie z Iversenem, Jamrogiem, Lahtim, czy Tonderem uwikłało się w dramatyczną walkę o utrzymanie. - My możemy, ale nie musimy. Dla mnie najważniejsze jest zapełnienie stadionu. Dopóki tego nie zrobimy, to myślenia o PGE Ekstralidze nie ma sensu. Można powiedzieć, że to nasze główne zadanie na sezon 2023 - wyznaje z rozbrajającą szczerością.