Dlaczego? Ano dla tego, że żużlowiec będzie najlepszym na rynku "chłopakiem do wzięcia", a w zasadzie 48-letnim weteranem, który może stanąć przed szansą na podpisanie kontraktu życia. Holta wciąż jest w formie Holta trzy razy z żużlową reprezentacją Polski wygrywał drużynowy Puchar Świata, po raz ostatni w 2010 roku, ale od tego czasu niewiele stracił ze swojej żużlowej klasy. W tym sezonie był 8. najskuteczniejszym zawodnikiem całej eWinner 1.LŻ i drugą "strzelbą" ROW-u Rybnik. Nic dziwnego, że po doskonałym sezonie, przejechanym ze średnią 2,148 pkt/bieg, zamarzyła mu się podwyżka. Liczył na 250 tysięcy złotych za złożenie podpisu pod kontraktem i 3 tysiące złotych za każdy zdobyty punkt. Prezes ROW-u, Krzysztof Mrozek nie chciał mu tyle zapłacić, podobnie jak działacze z Gdańska, Bydgoszczy i Krosna, z którymi negocjował. Nawet zmniejszenie oczekiwań, do 200 tysięcy za podpis, nie skusiło nikogo na usługi weterana. Holta poczeka i... może wygrać Na dalsze ustępstwa 48-latek nie miał iść zamiaru i wiele wskazuje, że na tym wygra. W listopadowym oknie transferowym podpisze jedynie grzecznościowy tzw. "warszawski" kontrakt z Eltrox Włókniarzem Częstochowa, bez określenia warunków finansowych, który pozwoli mu w każdym momencie nowego sezonu związać się z jakimkolwiek klubem w Polsce. Wiele wskazuje, że będzie najbardziej wartościowym wolnym żużlowcem na rynku. Żużel to zaś sport niezwykle urazowy, a jednocześnie zależny od technologii. Wystarczy kontuzja lub kryzys z silnikami, któregoś z zawodników, a weteran wróci do gry. Można wręcz w ciemno zakładać, że wiosną ustawią się po niego w kolejce nie tylko kluby eWinner 1.LŻ, ale także ekstraligowe. Wtedy na stole pojawią się zupełnie inne pieniądze, niż oczekiwał w tym roku. Spokojnie będzie mógł życzyć sobie przynajmniej 300 tysięcy na przygotowania do sezonu i 5 tysięcy złotych za każdy zdobyty punkt.