Max Fricke niewątpliwie należy do grona najlepszych żużlowców globu młodego pokolenia. Australijczyk pomimo zaledwie 25 lat na karku, na swoim koncie ma już między innymi złoty medal indywidualnych mistrzostw świata juniorów, czy kilka krążków indywidualnych mistrzostw kraju seniorów. Jakby tego było mało, żużlowiec z Antypodów od sezonu 2020 regularnie ściga się w Grand Prix jako stały uczestnik, gdzie nie jest chłopcem do bicia. Po ósmym miejscu wywalczonym w tym roku, za kilka miesięcy otrzyma kolejną szansę wśród najlepszych. Australijczyk w Polsce również wyrobił sobie markę. Po zaledwie roku spędzonym w pierwszej lidze, wraz z ROW-em awansował do PGE Ekstraligi, gdzie ścigał się przez sześć kolejnych lat, najpierw zdobywając punkty dla wcześniej wspomnianej ekipy z Rybnika, a następnie dla zespołów Wrocławia i Zielonej Góry. W 2021 za sprawą spadku Stelmet Falubazu jego przygoda z najlepszą ligą świata dobiegła jednak końca. Max Fricke, czyli jedyny pierwszoligowiec w Grand Prix Choć Max Fricke spokojnie znalazłby miejsce w najwyższej klasie rozgrywkowej, postanowił zaryzykować i pozostać w ekipie prowadzonej przez Piotra Żyto. Cel zespołu jest jeden - jak najszybsze znalezienie się w gronie ośmiu czołowych drużyn w Polsce. Co ciekawe, 25-latek będzie jedynym stałym uczestnikiem Grand Prix występującym na torach eWinner 1. Ligi. Rok temu średnio opłaciło się to Oliverowi Berntzonowi. Szwed co prawda okazał się jasnym punktem Arged Malesy Ostrów, ale niestety musiał pożegnać się z elitarnym cyklem. Jak wyjdzie na tym Australijczyk? Czas pokaże. Pozostanie Maxa Fricke’a w Zielonej Górze to dopiero początek dobrych wieści dla kibiców. Kwestią czasu wydaje się być ogłoszenie w klubie nowych zawodników, na czele z Rohanem Tungate’em, Krzysztofem Buczkowskim, czy dobrze spisującym się w końcówce sezonu 2021 - Dawidem Rempałą.