Polski klub w opałach. Wydali pół miliona na lidera, brakuje 400 tysięcy
Kolejny polski klub z długami. – Potrzebujemy kilku stówek, żeby dostać licencję – mówi nam prezes Ultrapur Startu Gniezno Paweł Siwiński i odsłania kulisy działania ligowego żużla w Polsce. To przerażający obraz, gdzie prezesi żyją na kredyt, bo boją się tego, co zrobią z nimi kibice. – Poza tym nie chcę być uznany za grabarza. Zresztą Unia Tarnów pojechała na duży kredyt i pije szampana, a ja muszę się tłumaczyć, że nie jestem nieudacznikiem.
Dariusz Ostafiński, Interia: Czekaliście na finansowe potknięcie Unii Tarnów po awansie do drugiej ligi, a tu się okazuje, że sami nie macie kasy.
Paweł Siwiński, prezes Ultrapur Startu Gniezno: Żaden klub w Krajowej Lidze Żużlowej nie ma kasy.
To za co wy jeździcie?
- Jeździmy na kredyt. Zawsze jednak przychodzi ten moment, że trzeba to wszystko spłacić. I właśnie teraz jest ten moment, gdzie wyszło, że mamy dziurę i wtedy zaczyna się nerwowe szukanie pieniędzy po kieszeniach. Parę stówek nam potrzeba. Zbiorą się jednak akcjonariusze i dosypiemy.
Dług Startu wynosi 400 tysięcy. "Wszyscy mają długi", mówi prezes klubu
Ile dokładnie wynosi zadłużenie Startu?
- 400 tysięcy złotych.
To nie mogliście zbudować drużyny o te 400 tysięcy tańszej?
- No właśnie, że nie. Poza tym jakbym tak zrobił, to byłoby tylko złudzenie, że jesteśmy tańsi. Jakbyśmy wydali 400 tysięcy mniej, czyli zrobili mniejsze stawki za podpis i punkt, to nie miałbym sponsorów, ani kibiców. Nikt by taką drużynę nie chciał płacić, ani chodzić. Zresztą spójrzmy, kto w tym roku wygrał. Zwyciężyła technologia tarnowska. Wzięli tych, na których ich nie stać z myślą, że jakoś to będzie. I to skończyło się sukcesem, bo awansowali i szykują się na jazdę w Metalkas 2 Ekstralidze. W żużlu trzeba podjąć na ryzyko, albo człowiek skazuje się na jeżdżenie o nic, a takie jeżdżenie kibiców nie obchodzi.
Nie wiem, jak to nazwać? Oszukiwaniem, życiem na kredyt?
- Ryzykiem. Trzeba przesadzić, żeby być w grze. I to się odnosi do każdej ligi żużlowej. I nie czarujmy się, ale wszędzie są długi. W Ekstralidze Stal Gorzów miała 12 baniek, a u nas jest pół bańki, bo jednak kontrakty mniejsze.
"Tłumaczę się z tego, że nie jestem nieudacznikiem"
Prezes żużlowy jest jak hazardzista w kasynie.
- Nawet lepiej iść do kasyna. Żona się śmieje, bo ja zacząłem grać na zakładach sportowych i lepiej na tym wychodzę niż na kierowaniu klubem. I już mi żona mówi, ty daj sobie z żużlem spokój, zajmij się obstawianiem wyników.
Ten sezon przejechaliście za?
- 3,7 miliona złotych.
A technologia tarnowska, jak to pan ujął, ile miała w budżecie?
- Blisko 5 milionów. To było na duży kredyt, ale teraz to oni piją szampana, a ja muszę się tłumaczyć, że nie jestem nieudacznikiem.
Przekracza bramę stadionu i ... "dostaję małpiego rozumu"
To może trzeba było zaryzykować bardziej.
- Już i tak żona i wspólnicy żartują, że ty to Paweł taki logiczny jesteś, a jak wchodzisz na stadion na Wrzesińską, to dostajesz małpiego rozumu. Tam uprawiasz inną ekonomię. To jest ekonomia socjalizmu, jak kiedyś. Teraz to w zasadzie ekonomia Startu.
To jest ekonomia każdego klubu.
- Niestety dla żużla, ani Unia Tarnów, ani Stal Gorzów nie zbankrutowały. Mówię niestety, bo to byłoby jedyne lekarstwo. Wtedy zawodnicy zrozumieliby, że w żużlu nie ma tak wielkich pieniędzy, jak się czasami oferuje i zeszliby na ziemię.
W Ekstralidze też mówią, że żadne regulacje nie pomogą, że dopiero bankructwo jakiegoś klubu nauczy wszystkich rozumu.
- To jest brutalne, ale prawdziwe. Zawodnicy żyłują kluby, a prezesi są między młotem i kowadłem. Bo niechby ktoś spróbował zrobić skład na spadek.
Mówi co się z nim stanie, jak zbuduje tani skład
Prezes ROW-u Rybnik nie szalał, niektórzy mówią, że on ma drużynę na spadek i się nie przejmuje.
- Prezes Mrozek tak zrobił, ale ma szansę, bo Włókniarz za dobrze nie wygląda.
Pomimo wielu wydanych milionów.
- W Ekstralidze wszyscy mają miliony z telewizji, więc wydają. Niektórzy mają z państwowych spółek. Motor ma, bo prezes Kępa dobrze żył z ministrem Sasinem. Z kolei Sparta jest mocna, bo ma bogatych sponsorów. Wrocław to jest jednak 700-tysięczne miasto, gdzie zebrać 15 milionów od sponsorów, to żaden kłopot. W Gnieźnie już zebranie 1,5 miliona złotych to sukces, czy wręcz cud.
Pan jednak nie musi się martwić tym, jaki skład zbuduje. Z KLŻ nie można już niżej spaść.
- Jest jednak problem wizerunkowy. Nie chciałbym być uznany za grabarza żużla w Gnieźnie. A jakbym zrobił taki skład na szary ogon, na przeżycie, to ludzie mi żyć nie dadzą. Jak będę miał mocny zespół, jak wygram wszystko u siebie, to będzie średnio 4 tysiące na stadionie. Na słaby Start przyjdzie góra 1,5 tysiąca tych zagorzałych.
Jasna deklaracja. "Jak nie spłacę, to przestanę być prezesem"
Tylko że teraz musi pan żebrać i świecić oczami.
- Oczami będę świecić, jak nie spłacę, a ja do końca tygodnia ureguluję większość, a do końca listopada wszystko. Jak nie, to przestanę być prezesem.
Myśli pan, że zespół licencyjny na to pozwoli? Długi trzeba było uregulować do końca października.
- Tak, ale sytuacja wygląda tak, jak w tej reklamie, czyli że to my jesteśmy "sprite", a GKSŻ to jest "pragnienie". Zresztą nie tylko my mamy długi w drugiej lidze. Inni też, ale mówi się o nas, bo jesteśmy bardziej medialni.
A jak się uda, to za rok znów pan wyda więcej niż ma?
- Oczywiście, że podejmę to samo ryzyko. Kilka powodów już podałem. Dodam też jeszcze, że marketingowo wyglądamy lepiej niż przed rokiem i to jest obiecujące. Generujemy więcej umów, jest szansa na większe przychody. Zresztą tegoroczny finał, na który przyszło 8 tysięcy, pokazał, że warto się starać. Po cichu liczę, że ze względu na to, o czym powiedziałem, te tyły za rok nie będą takie, jak teraz.
Ceny za zawodników jednak rosną, więc ja nie wiem, czy uda się panu zbudować dobry skład za 3,7 miliona w budżecie.
- Teraz najdroższy zawodnik kosztował nas pół miliona, a stawki za podpis nie przekraczały 150 tysięcy. Faktem jest, że teraz zawodnicy chodzą po 200 tysięcy za podpis, więc pewnie będzie trudno zmieścić się w tych samych pieniądzach.