- Stałem przy barze, patrzyłem na salę, jak się ludzie bawią. Nagle ktoś mi chlusnął alkoholem w twarz. Usłyszałem krzyk, "nie wiesz k... kto ja jestem, nikt mi nic nie zrobi". Potem uderzył mnie pięścią w twarz. Ciosy zadawali mi jeszcze dwaj jego kumple, a on uderzył mnie w twarz butelką. Cały się zakrwawiłem — relacjonował policjant Paweł L. zdarzenie z udziałem Pawła H. na łamach Gazety Lubuskiej. Miał talent, ale nie miał głowy do sportu Tamta akcja praktycznie zakończyła karierę Pawła H., który później jeszcze wracał, ale nie był już tym zawodnikiem, który zadziwiał jako junior. W gorzowskim klubie zawsze mówili, że talent miał wielki, ale głowy do sportu nie miał i dlatego rozmienił się na drobne. Już kilka miesięcy temu pojawiły się informacje, że może mieć kłopoty. Właśnie trafił do więzienia, bo nie płacił alimentów. Mówią, że czarny sport przyciąga niegrzecznych chłopców. Takich historii, jak ta H. jest na pęczki. Są też gorsze. Żużlowcy trafiali do kryminalnej kroniki za zabójstwo, potrącenie na pasach, jazdę po pijaku i wyłudzenie kredytu. Życie na krawędzi i jazda bez hamulców najwyraźniej mają negatywny wpływ na psychikę. Dwaj żużlowcy Falubazu dokonali makabrycznej zbrodni W 1991 roku cała Zielona Góra pływała w szampanie, który lał się strumieniami po zdobyciu złotego medalu przez drużynę Morawskiego. Na podium stali m.in. Zbigniew Błażejczak i Marek Molka. To właśnie oni parę miesięcy później dokonali makabrycznej zbrodni, która wstrząsnęła środowiskiem i dała początek końca klubowi prowadzonemu przez Zbigniewa Morawskiego. 10 marca 1992 przypadkowy podróżny, jadący drogą z Krępy do Łężycy, dostrzegł na poboczu wystającą z piasku ludzką dłoń i zawiadomił policję. Tak płytko zakopane były zwłoki 25-letniego polsko-niemieckiego biznesmena Jacka Ostojskiego, którego od końca stycznia bezskutecznie szukały polska i niemiecka policja, a nawet Interpol. Szybko ustalono, kto ponosi winę za tę zbrodnię. Zabili za samochód, który mogli kupić z premii za jeden mecz Biznesmen został zamordowany w kawalerce Błażejczaka, przy ul. Krzywoustego, niemal w samym centrum miasta. Dostał 5 ciosów metalową rurką o długości 50-60 cm, które spowodowały pęknięcie czaszki i wylew. Motywem zbrodni zaś był używany opel omega, którego Błażejczak wziął od biznesmena w listopadzie 1991 roku za 90 mln złotych (obecnie 9 tys.), ale do końca za niego nie zapłacił. - To dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Każdy z nich mógł na takie auto zarobić jednym dobrym występem w meczu ligowym — mówił później w sądzie właściciel klubu z Zielonej Góry, Zbigniew Morawski. Molka i Błażejczak wyszli po latach z więzienia. Molka w 1998, a Błażejczak w 2007. Ten pierwszych chciał wrócić do żużla, ale klub się nie zgodził. Błażejczak założył firmę elektryczno-budowlaną. Miał dwa promile, a jednak wsiadł do samochodu W kwietniu ubiegłego roku sąd skazał na 9 lat i 4 miesiące pozbawienia wolności Rafała Szombierskiego, który dwa lata wcześniej spowodował wypadek pod wpływem alkoholu. Miał dwa promile alkoholu w organizmie, a jednak wsiadł do auta i na jednej z rybnickich ulic zderzył się czołowo z Beatą Leśniewską. Potem uciekł z miejsca zdarzenia. Poszkodowana doznała urazu mózgowo-czaszkowego i zmiażdżenia kręgów szyjnych. Wciąż się leczy i rehabilituje. - Chciałbym ją przeprosić za to, co jej zrobiłem. Choć czuję przed tym spotkaniem strach, jakiego jeszcze w życiu nie zaznałem. Wiem też, że na pewno nie wrócę do alkoholu - mówił nam Szombierski w wywiadzie, jakiego udzielił zza krat, ale rodzina pani Beaty mu nie wybaczyła. Jak dotąd się z nią nie spotkał. Bójka z konsekwencjami i wyłudzenie kredytu 6 lat temu Piotr Pawlicki został skazany na pół roku więzienia w zawieszeniu na 2 lata za uszkodzenie ciała drugiej osoby. To był czas, gdy leszczyński talent lubił się zabawić. W 2015 Pawlicki wdał się w bójkę w jednej z dyskotek. Ofiara doznała złamania przegrody nosa z przemieszczeniem. Pawlicki zapłacił 3 tysiące złotych grzywny i 8 tysięcy złotych nawiązki dla poszkodowanego. Przydzielono mu kuratora. - Popełniłem błąd i przyjmuję odpowiedzialność - napisał Pawlicki w oświadczeniu, a z tamtej lekcji wyciągnął wnioski, bo jak dotąd w nic podobnego już się nie uwikłał. Wysłano za nim list gończy. W końcu trafił do więzienia. W 2010 został skazany na dwa lata za wyłudzenie kredytu na podstawie sfałszowanych dokumentów. Potrzebował pieniędzy na rozkręcenie biznesu. Żeby dostać kredyt, podrobił zaświadczenia o zarobkach. Po wyroku się ukrywał. Policja znalazła go w Niemczech, w mieszkaniu siostry. Historia Tomasza Bajerskiego pełna była wzlotów i upadków. Jako młody talent trafił za 600 tysięcy z Apatora Toruń do Stali Gorzów. To do teraz najdroższy transfer w historii żużla. Po wyjściu na wolność Bajerski odnalazł się jako komentator i trener. Trudny przypadek australijskiej gwiazdy Kłopoty z prawem, to specjalność nie tylko polskich żużlowców. Wielki talent Darcy Ward i jego mniej zdolny kolega Nick Morris zostali oskarżeni o seksualną napaść w hotelu Premier Inn w Dorset. Dowodem w sprawie było nagranie incydentu na telefonie. Ostatecznie oskarżenia prokuratury odrzucono, bo napadnięta kobieta nie pamiętała za wiele z całego zdarzenia. Ward zasłynął też ucieczką przed policją. Gdy go złapano ,okazało się, że nie ma prawa jazdy i ubezpieczenia. Najgorsze było jednak to, iż był pod wpływem alkoholu i narkotyków. Dostał 2-letni zakaz prowadzenia pojazdów i 5,5 tysiąca dolarów grzywny. Ward już nie jeździ. Porusza się na wózku po wypadku na torze. Przed policją uciekał też Antonio Lindbaeck. W 2015 Szwed trzy razy został złapany za jazdę pod wpływem. Był skazany na miesiąc więzienia. Karę odbywał w domu. Na nodze miał założoną elektroniczną obrączkę. Rosjanin w kolonii karnej. Strzelanina i wariacka jazda autem Do kolonii karnej trafił Rosjanin Artiom Wojdakow. Jako 16-latek przyjechał do Polski, do Falubazu Zielona Góra. Talent miał ogromny. Szybko jednak okazało się, że nie lubi pracować, że woda sodowa uderzyła mu do głowy. Klub z niego zrezygnował. W Bałakowie był jednak gwiazdą. Kiedy raz został złapany przez milicję za szaloną jazdę po ulicach miasta, to pogroził im zwolnieniem z pracy i pochwalił się znajomością z naczelnikiem miasta. Wtedy jechał z nim senator Robert Dowhan. Był przerażony, bał się o swoje życie, bo Wodjakow jechał niczym wariat. Taka sama jazda w grudniu 2016 zakończyła się tragedią. Był pod wpływem alkoholu i śmiertelnie potrącił 68-lenią kobietę. Został skazany na 4 i pół roku więzienia. Dostał zakaz prowadzenia aut, miał wypłacić milion rubli odszkodowania synom zmarłej kobiety. Kilka miesięcy przed wypadkiem Wojdakow trafił na czołówki gazet po strzelaninie. Spożywał alkohol z kolegą, posprzeczali się, padły strzały. Z ranami klatki piersiowej i złamanym mostkiem trafił do szpitala. Operacja trwała 6 godzin. Szybko jednak opuścił szpital i pojechał na stadion, by oglądać trening kolegów. Tamta historia niczego go nie nauczyła.