Dotąd było tak, że Grupa Azoty przelewała miliony na konto klubu, a kiedy po kilku miesiącach okazywało się, że w Unii nie ma pieniędzy, to władze koncernu chemicznego przecierały oczy ze zdumienia. Przelewali miliony, a na koniec Unia i tak wyciągała rękę po kasę Niezależnie od tego, jak duży był przelew, Unia po kilku kolejkach traciła płynność, a na koniec sezonu wyciągała rękę po pieniądze i prosiła Grupę Azoty, żeby ratowała będący w trudnej sytuacji finansowej klub, tak żeby ten mógł dostać licencję na kolejny rok. W ostatnich miesiącach trochę się w Unii zmieniło. Jest nowa rada nadzorcza, jej przewodniczący Daniel Bałut stara się przekonać wszystkich, że nowe rozdanie odmieniło klub. Mimo to Grupa Azoty wprowadziła nowy schemat współpracy. Teraz Grupa Azoty robi przelewy na konta zawodników W tym roku jest tak, że zarówno Marek Cieślak (jest nadzorcą i doradcą sztabu szkoleniowego), jak i zawodnicy, mają indywidualne umowy reklamowe z GA. Na tej podstawie dostają pieniądze. Nie ma żadnych opóźnień w wypłatach, nie ma proszenia się o wypłatę, bo ten system działa bez zarzutu, a Peter Ljung i spółka mogą się skupić na jeździe i to było widać w pierwszym meczu. W szoku mogą być szczególnie ci zawodnicy, którzy pamiętają, jak poprzedni prezes Łukasz Sady ich unikał, albo nie odbierał od nich telefonu. Aż dziw bierze, że Grupa Azoty wcześniej nie wpadła na to, by płacić bezpośrednio zawodnikom. W tym sezonie wsparcie koncernu dla żużlowców Unii ma wynieść blisko 2 miliony złotych.