Minus dwanaście punktów. Z taką stratą do rewanżowego finału przed własną publicznością przystępował Motor Lublin. Dla jednych było to dużo, a dla drugich mało. - W żużlu się lepiej broni niż atakuje - pisał na naszych łamach na przykład Jacek Frątczak, który stawiał na złoto dla Moje Bermudy Stali. I Moje Bermudy Stal rzeczywiście przez większą część meczu mogła cieszyć się z prowizorycznego mistrzostwa, bo obiecujący początek gospodarzy sprawił, że Stanisław Chomski szybko zaczął stosować rezerwy taktyczne, które w połączeniu z zastępstwem zawodnika za Andersa Thomsena dawały więcej wyścigów liderom w postaci Bartosza Zmarzlika oraz Martina Vaculika. Ku rozpaczy fanów w sektorze gości, na mecz ewidentnie nie dojechali pozostali zawodnicy, czyli Szymon Woźniak oraz Patrick Hansen. Od juniorów nikt nie oczekiwał cudów, ale zaledwie czterech "oczek" po tym duecie seniorów nikt nie spodziewał się nawet w najczarniejszych snach. Im bliżej końca meczu, tym gorzowianie znajdowali się w coraz większych opałach. Aż w końcu nastąpił moment zwrotny spotkania, czyli defekt zmierzającego po zwycięstwo w dziesiątej odsłonie wieczoru Martina Vaculika. Kilkaset gardeł siedzących na drugim łuku długo nie mogło dojść po tym po siebie. Co niektórzy zaczęli już oswajać się ze srebrnym medalem. Po pechowym zdarzeniu Moje Bermudy Stal nie zdołała wrócić do gry. Szalejący Bartosz Zmarzlik i podwójnie zmotywowany Martin Vaculik to było zdecydowanie za mało, by Gorzów rozpoczął świętowanie do białego rana. W siódmym niebie po czternastym wyścigu byli za to w Lublinie, bo Dominik Kubera oraz Mikkel Michelsen wygrywając podwójnie zamknęli sprawę mistrzostwa kraju. Co zrozumiałe, stadion błyskawicznie oszalał z radości. Kibicom, sztabowi szkoleniowemu oraz żużlowcom nie ma co się dziwić, bowiem dla Motoru to dopiero pierwsze złoto w historii klubu i z pewnością nie ostatnie. Za rok nikt w tym przepięknym mieście na wschodzie kraju nie wyobraża sobie walki o najwyższe cele. W końcu szeregi ekipy ma zasilić Bartosz Zmarzlik, czyli bezapelacyjnie najlepszy żużlowiec świata i zarazem największy niedzielny bohater gorzowian. 27-latek po raz kolejny w tym roku wzniósł się na wyżyny swoich możliwości i obiekt na Alejach Zygmuntowskich opuścił z kosmicznym wynikiem dziewiętnastu punktów. Kozak! Czytaj także:Tworzą piękną historię. W cztery lata z drugiej ligi do Ekstraligi