Dyskusja nad wprowadzeniem przepisu o możliwym posiadaniu w składzie juniora z innego kraju to nie jest temat, który pojawił się nagle teraz. Od dłuższego czasu ta sprawa mocno "grzeje" środowisko. Zagraniczny junior ma wielu zwolenników, ale podobnie dużo przeciwników. Ci pierwsi mówią o tym, że jeśli PGE Ekstraliga ma być najlepszą na świecie, to muszą jeździć również najlepsi juniorzy. Ci drudzy zaś kontrują, że absurdem jest wychowywanie rywala na własnym terenie. Wielkimi krokami zbliża się okienko transferowe 2024, ale dobrze wiemy że na początku listopada podpisywane są już tylko kontrakty. Tam już żadnych dyskusji nie ma, wszystko jest "pozamiatane". Stąd też zadziwiająca jest cisza wokół młodzieżowców w ostatnich tygodniach. Tak naprawdę tylko temat Wiktora Przyjemskiego, Jakuba Krawczyka i Franciszka Majewskiego był medialny. Spory ruch był także wokół Oskara Hurysza. A przecież mocni juniorzy są niezbędni, co liga niejeden raz pokazała. Sparta odpuściła gwiazdy. Czy to przypadek? Na ten moment wygląda to tak, że po odejściu do grona seniorów Bartłomieja Kowalskiego oraz fiasku rozmów z Przyjemskim i Krawczykiem, formacja młodzieżowa Sparty będzie wyglądać bardzo kiepsko. Trudno liczyć, że uda się wyrwać z Grudziądza rewelacyjnego Kevina Małkiewicza. Zostanie więc Kacper Andrzejewski i Mateusz Panicz - jeśli ten drugi zdecyduje się kontynuować karierę. Na chwilę obecną ją zawiesił i trudno powiedzieć, co zrobi dalej. Kilku prezesów rozpuszcza plotki o tym, że temat powrotu zagranicznego juniora jest już dogadany. Od osób zbliżonych do żużlowej centrali wiemy jednak, że to nie jest prawda. Owszem, są kluby mocno naciskające na taką zmianę. O które chodzi, nietrudno się domyślić. Większość klubów jest jednak przeciw. Głównym argumentem jest tutaj to, że po co ma być szkolenie, skoro teraz pojedzie ktoś z zagranicy. Bo np. Sparta mogłaby przecież wziąć Gustsa. A to zawodnik zdecydowanie lepszy niż duża część polskich juniorów.