Różnica między żużlem a piłką jest taka, że PKO Ekstraklasa ma telewizyjny kontrakt na 240 milionów złotych rocznie, a żużlowa PGE Ekstraliga ma tyle samo, ale za 4 lata. Włókniarz zarobi najwyżej jedną czwartą tego, co Raków Piłkarskie kluby dostają po 5,8 miliona złotych każdy. Żużlowe nieco więcej, bo 6,1 miliona złotych. To są tzw. środki ze stałej kwoty do podziału. W żużlu poza tym jest jednak tylko milion premii dzielony między medalistów, a w piłce są miliony z rankingu historycznego, drobne z Pro Junior System i gigantyczne pieniądze dla drużyn, które awansują do europejskich pucharów. Żużlowy mistrz dostanie w sumie 6,6 miliona złotych, a kolejne drużyny 6,4 i 6,3 miliona złotych. Piłkarski mistrz tylko za wynik, czyli 1. miejsce, dostanie 18,1 miliona, a w sumie, dodając pozostałe składniki, zgarnie 28,6 miliona. Mniej więcej takie pieniądze dostał w tym roku za złoto Raków Częstochowa. Tauron Włókniarz Częstochowa, który jest w grze o żużlowe złoto, może zgarnąć najwyżej jedną czwartą tej kwoty. Nawet te kluby PKO Ekstraklasy, które dostają najmniej z finansowego tortu, zgarną więcej niż żużlowy mistrz. W żużlu cieszą się jednak z tego, co mają Prezesi żużlowych klubów cieszą się jednak z tego, co mają. Mówią, że za pół miliona można już na giełdzie poszaleć. Rok temu ebut.pl Stal Gorzów wyłożyła tyle na podpisanie kontraktu z Oskarem Fajferem, który okazał się objawieniem ligi. 300, 200 tysięcy, to są pieniądze, które powinny wystarczyć na zakup lub kontrakt juniora. Betard Sparta Wrocław chce pozyskać Jakuba Krawczyka z Arged Malesy Ostrów. W rozliczeniu chce dać Francisa Gustsa i 200 tysięcy. Jak zajmie miejsce na pudle, to będzie miała te pieniądze. W tym roku o premie powalczą Motor, Sparta, Włókniarz i For Nature Solutions Apator Toruń. Eksperci najwyżej oceniają szanse Motoru i Sparty. To dwa najbogatsze kluby, których budżety sięgają 25 milionów złotych. Jednak nawet dla nich te pół miliona czy 300 tysięcy ma swoją wartość. To są środki, których nikt przed sezonem nie budżetuje. To jest ten zastrzyk gotówki przed oficjalnym otwarciem okna, albo na zamknięcie sezonu, kiedy trzeba popłacić zawodnikom ostatnie faktury, żeby dostać licencję. Pół miliona spokojnie wystarczy na opłacenie jednego spotkania i jeszcze trochę zostanie. W żużlu tylko jazda w finale się opłaca W każdym razie, jak już się wchodzi do gry o medale, to warto zrobić wszystko, żeby znaleźć się w finale. W innym razie trzeba do interesu dopłacić. Spotkanie o brąz jest zwykle deficytowe. A największy problem ma ten czwarty. Przed meczami ćwierćfinałowymi w takim Gorzowie zdali sobie sprawę, że jeśli jakimś cudem uda im się wejść do półfinału, to tylko na tym stracą. Stal przed ćwierćfinałami straciła Andersa Thomsena (kontuzja) i de facto straciła szansę na wygranie dwumeczu z Włókniarzem (w żużlu ciężko załatać dziurę po jednym z liderów). Stal do końca walczyła o to, żeby wejść do półfinału jako lucky loser, ale ostatecznie odpadła przegrywając w Częstochowie 40:50. Na swoje szczęście, bo w półfinale i późniejszym meczu o brąz byłaby skazana na porażkę i dostałaby słony rachunek do zapłacenia. Około 1,2 miliona złotych za punkty, za które trzeba by zapłacić zawodnikom. Do tego doszłyby najpewniej straty z dnia meczu, bo ciężko byłoby przyciągnąć komplet widzów na mecze, w których Stal nie miałaby szans na nawiązanie walki. Prawdziwy deszcz pieniędzy spada w zasadzie tylko na finalistów, którzy dzięki wpływom z dnia meczu i dodatkowym umowom sponsorskim na finał są w stanie osiągnąć zysk na poziomie miliona złotych. Jak się dołoży premię z telewizji, to może wyjść nawet 1,5 miliona złotych.