Napisać, że Jakub Miśkowiak nie robił furory w zmaganiach przygotowujących zawodników do walki o stawkę w sezonie 2024, to jak nic nie napisać. Nowy nabytek ebut.pl Stali w memoriale Edwarda Jancarza przegrał nawet bezpośredni wyścig z nastoletnim Villadsem Nagelem. Kibice na trybunach ukrywali wówczas twarze w dłoniach i obawiali się tego, iż milionowa inwestycja spali na panewce. Były już zawodnik Tauron Włókniarza Częstochowa po cichu robił jednak swoje, nie przejmując się negatywnymi opiniami. W minioną niedzielę pokazał natomiast, dlaczego gorzowianie dali mu w listopadzie sześciocyfrową kwotę za podpis pod kontraktem. Starcie z KS Apatorem 22-latek zakończył z ośmioma punktami i aż czterema bonusami. W nagrodę pojechał w biegu nominowanym, podczas gdy taki Anders Thomsen decydujące dwie odsłony oglądał w parku maszyn. Miśkowiakiem w tym momencie zachwyca się całe miasto. Nasz rozmówca, Marek Towalski, należy do tego grona. - Rzeczywiście odpalił rewelacyjnie. Nie tylko solidnie zapunktował, ale też pokazywał ogromne zaangażowanie podczas wyścigów. Interesował się kolegą z pary, starał się przeszkadzać przeciwnikom. Super się go oglądało - mówi Interii legendarny żużlowiec Stali. Wielokrotny medalista mistrzostw Polski z gorzowskim klubem nie zapomina także o osobach, bez których tak świetny występ 22-latka nie byłby możliwy. - Trzeba tutaj wyróżnić cały sztab szkoleniowy, na czele ze Stanisławem Chomskim. Po prostu wszystkich, którzy byli zaangażowani w przygotowania. Sam od czasu do czasu jeździłem na stadion podglądać jak chłopaki sobie radzą. Każdy włożył w treningi mnóstwo pracy. Po tych sparingach rzeczywiście mało kto spodziewał się, że będzie aż tak dobrze na inaugurację - dodaje. Tor w Gorzowie nie należy do najłatwiejszych Poza Miśkowiakiem, kibiców zachwyciło także przygotowanie gorzowskiego owalu. Na stadionie imienia Edwarda Jancarza obejrzeli oni mnóstwo wyścigów trzymających w napięciu do samego końca. - Nasz tor jest specyficzny. Ma ostre i krótkie łuki. Ciężko go przygotować, żeby się mijać co łuk i jednocześnie pasował drużynie. Trzeba mieć po prostu maksymalnie spasowany sprzęt, bo inaczej się nie da za wiele zrobić - kończy Marek Towalski.