Chris Harris to jeżdżąca legenda brytyjskiego żużla. Obecnie jest już z dala od światowej czołówki, ale był taki moment w którym wydawało się, że to może być naprawdę gwiazda światowych torów. W 2007 roku w kapitalnym stylu wygrał GP w Cardiff, na ostatnim łuku wyprzedzając wielkiego Grega Hancocka. Potem jednak - poza pojedynczymi sytuacjami - Harris rozczarował. Czasami wręcz męczył swoim udziałem w GP, ale konsekwentnie się tam wciąż dostawał - poprzez eliminacje lub stałą dziką kartę. Kibiców to drażniło, bo widać było u Chrisa brak potencjału na walkę o złoto, a jednak nadal był w cyklu. Gdy już na dobre z niego wypadł, to nie wrócił. Harris nadal jednak jeździ na żużlu, ale mocno uaktywnił się także jego odmianie na długim torze. Teraz jednak traktuje ten sport zupełnie inaczej niż kiedyś, o czym świadczą choćby jego ograniczone starty. Prawdopodobnie były zwycięzca turnieju GP chce jednak, by syn poszedł w jego ślady. Kilka dni temu opublikował w mediach społecznościowych wzruszające nagranie, na którym jeździ ze swoją pociechą na minitorze. Oczywiście ma to charakter wyłącznie rozrywkowy, ale u młodego już widać zacięcie. Post spotkał się z ogromną ilością pozytywnych reakcji ze strony kibiców. - Ja kontra Cruz - napisał Harris. Żużel już to widział. Ojciec z synem na torze Było w żużlu kilka sytuacji, w których ojciec z synem stawali ze sobą pod taśmą, choć nie zawsze jechali jako drużyna. Roman i Łukasz Jankowscy, Henrik i Simon Gustafsson czy Jacek i Oskar Gollobowie. Ze względu na duże różnice wieku, długo ze sobą nie pojeździli, ale kilka wspólnych występów zaliczyli. To dla ojca zawsze wielka sprawa, móc jechać ze swoim synem. Choć panuje przekonanie, że to rywal jak każdy inny, to chyba wszyscy zdają sobie sprawę, że nigdy taki bieg nie będzie taki sam, jak z "obcym" rywalem. Zwłaszcza, jeśli na torze miałoby dojść do ostrej sytuacji. Wówczas na pewno któryś zamknąłby gaz. Najbardziej poruszającym duetem ojciec-syn był jednak ten w osobach Jacka i Krystiana Rempały. Gdy 16-letni Krystian zaczynał, Jacek jeszcze jeździł. Wygrywali nawet biegi na 5:1. Potem jednak wydarzyła się wielka tragedia, bo Krystian zginął na torze w Rybniku. Jego ojciec bardzo to przeżył. Wrócił na tor podczas memoriału swojego syna i wygrał tam bieg. Wiele osób miało wówczas łzy w oczach, bo była to chwila piękna. Jakże symboliczny wymiar niosło to również dla samego ojca, który w najlepszy możliwy sposób oddał hołd zmarłemu synowi.