Zadyszka liderów Polonii Za nami hit eWinner 1. Ligi. Szkoda, że starcie Stelmet Falubazu z Abramczyk Polonią odbywało się wcześnie popołudniu i nie miało godniejszej oprawy wizualno-telewizyjnej. Tego typu spotkania na szczycie, bez względu na szczebel rozgrywkowy powinny być lokowane w najlepszym czasie antenowym, przy akompaniamencie odpalonych jupiterów. Mecz trzymał w napięciu tylko ze względu na wynik, aczkolwiek dziwiłem się opiniom komentatorów, którzy postawili odważną tezę, że lekką przewagę przed biegami nominowanymi trzymali w garści goście z Bydgoszczy. Pozwolę się z nią nie zgodzić. Polonia była słabsza i ten remis z ROW-em z Rybnikiem w ostatniej kolejce nie był chyba dziełem przypadku. Liderzy złapali jakąś zadyszkę. Nie wszystkie tryby pracują jak należy. Jeśli najlepiej punktującym żużlowcem w zespole jest junior i mniejsza z tym, że zdolny, średnio to świadczy o bydgoszczanach. Smutna konstatacja jest taka, że oprócz Wiktora Przyjemskiego nie było juniora, który chociaż załapałby się na szprycę seniorowi. Pozostała trójka zdobywała pojedyncze "oczka" na sobie i to jest powód do poważnego zastanowienia. Nakłady są gigantyczne, dysponują sprzętem z najwyższej półki, ale prezentują się słabiutko. Nie zazdroszczę działaczom z Zielonej Góry, bo w perspektywie awansu do PGE Ekstraligi, w formacji młodzieżowej może się wyklarować konkretna luka. Zatrzymując Przyjemskiego, Polonia jeden problem ma z głowy. Piotr Protasiewicz postanowił podreperować swoje zdrowie i trzeba uszanować tę bardzo odważną, lecz świadomą i odpowiedzialną decyzję. Przecież pieniądze leżą na torze, odpoczywając Piotr nie zarabia, a jednak facet nie robił kłopotów z usunięciem się w cień. Sztab szkoleniowy skorzystał z tego, że Piotr zjechał na chwilę z toru i wyciągnął ZZ-etkę. Z Polonią ten ruch zdał egzamin. Nie krzyżujmy sędziego Meyze Na szokująco słabą Fogo Unię Leszno trafił eWinner Apator Toruń. Z dziurami gigantycznymi jak szwajcarski ser. Trzeba spojrzeć w głąb historii, ale nie pamiętam, żeby zawodnik rodem z Francji wystąpił w PGE Ekstralidze w biegu z udziałem najlepszych. To w ogóle znamienny obrazek, że David Bellego, który uczestniczył dzień wcześniej w poważnym wypadku załapał się do gonitwy kończącej zawody. Leszczynian nie tłumaczą problemy z przygotowaniem do meczu wynikające z opadów deszczu. Ale jak to zwykle bywa kapryśna aura zrobiła widowisko. Na Smoczyku w jednej serii było tyle mijanek, że można by nimi obdzielić całe spotkanie w Zielonej Górze. Mecz toczył się pod dyktando torunian, ale wtedy do akcji wkroczył sędzia. Nie mam wątpliwości, że o losach tej potyczki zadecydował feralny dla Apatora wyścig trzynasty. Bardzo lubię zawodników, z których emanuje determinacja, ale Piotr Pawlicki za ostro potraktował Patryka Dudka. Wszystko ma swoje granice i mówienie, że to była jazda na limicie, jest grubą przesadą. Sęk w tym, że to nie był jednorazowy wyskok Piotrka w tym dniu. Takich zdarzeń na ostrzu noża zanotowaliśmy przynajmniej kilka. Sędziowie też ludzie. Każdy ma prawo do słabszego dnia i bardzo możliwe, że panu Meyze trafił się właśnie taki słabszy okres. W social mediach już wrze. Wielu zawodników aż się gotuje na interpretację zdarzenia zastosowaną przez arbitra. Mam jednak prośbę. Nie krzyżujmy sędziego. Uważam, że przytrafił mu się pewien niefortunny ciąg przyczynowo-skutkowy, ale jeżeli nie chciał nikogo wykluczać, to nie powinien przerywać biegu. A jeśli już wcisnął guzik uruchamiający czerwone światło, to do wyrzucenia był tylko i wyłącznie były kapitan leszczynian. Pawlicki rozbił Dudka mentalnie Są dwa powody, dlaczego sytuacja miała kolosalne znaczenie na finalny rezultat. Zawodnik bardzo długo programuje swoją koncentrację. Rozbić ją można ot tak, w jednym momencie, niczym za pstryknięciem palca, gdy tylko zostanie uwikłany w jakieś zamieszanie, albo splot niekorzystnych okoliczności. Patryk Dudek po akcji Pawlickiego był totalnie wybity z rytmu. W czternastym biegu popełnił delikatny błąd, którego normalnie by nie popełnił. Jego skupienie gdzieś uleciało, wdarł się stres, zuchwały atak Pawlickiego siedział mu z tyłu głowy. Dudek w starciu z Pawlickim był bez szans, żeby wyjść z tego bez utraty pozycji. Piotr odwiózł go tak głęboko pod płot, zginął w tumanach kurzu, że to cud, iż chłopak się wybronił i utrzymał na motocyklu. To nie tylko kwestia umiejętności, ale i fury szczęścia. Tak sobie od razu pomyślałem, że dla Apatora, te sześciozespołowe play-offy, to świetna informacja. Strata dwóch punktów do tabeli nie będzie mieć większych konsekwencji. Chłopcy z Apatora łapią wiatr w żagle i to jest kluczowe.