Mimo, że wojna w Ukrainie każdego dnia przynosi kolejne niewinne ofiary, to dyskusje o tym kto ponosi za nią odpowiedzialność i największą winę nie mają już większego znaczenia. Przekonanych nie przekonamy. Dalsze przepychanki nic tu nie zmienią, żyć musimy dalej. Dosłownie w kilku słowach chciałem się jeszcze odnieść do kilku skrajnych zdarzeń, biorąc na tapetę zachowanie kilku sportowców, którzy w haniebny sposób popierają działania Kremla. Wiec na stadionie Łużniki w Moskwie, który nazywam roboczo sabatem ruskiej (Z)swastyki, był czymś z pogranicza tragedii i horroru. Dziesiątki tysięcy uśmiechniętych ludzi, klaszczących Putinowi, a na pierwszym planie skoczek narciarski - Jewgienij Klimow ubrany w niebieską kurtkę z wyraźnie wyeksponowanym symbolem tej niewiarygodnej zbrodni. Jak widać dobór rękawiczek w czasie wybuchu wojny nie był dziełem przypadku. Zostań tam i nie wracaj. Paragraf na dożywotnią dyskwalifikację się znajdzie. Proszę zwrócić uwagę, jak mocno skrytykowany został w swojej ojczyźnie kanclerz Scholz, kiedy powiedział, że to nie jest atak zbrojny Rosji, tylko Putina. Opinia publiczna go wręcz zjadła. Powtarzałem to wielokrotnie, za Putina i jego politykę musi odpowiadać społeczeństwo tego kraju. Po cichu liczymy na działanie elit gospodarczych i wojskowych Rosji... Ale są też postawy godne pochwały. Jeden z E-sportowców pochodzących z kraju agresora, na znak protestu zrzekł się rosyjskiego obywatelstwa. Misza Szmygel - zapamiętajcie to nazwisko. Dostajemy coraz więcej kontrargumentów broniących rosyjskich zawodników i potępiających nasz związek za to, że wyrzucił wszystkich reprezentantów tej nacji z polskich lig żużlowych. Żużel poszedł do przodu i nie czekał na ruch innych. Europa, która przez dekady karmiła Putina, ma z tym wyraźny problem. Był tylko biznes i czubek własnego nosa. Gdzie były w tym wszystkim wartości? Międzynarodowa Unia Biathlonu wykluczyła Rosjan ze wszystkich struktur. Oni dla tej federacji nie istnieją. Przekładając na żużel, to tak jakby FIM zdyskwalifikowała PZM. To jest tego typu decyzja. To, że inni zachowuję się partykularnie i opieszałe ? To naprawdę nie jest nasz problem, ale jestem przekonany, że historia ich zweryfikuje. Wraca żużel. Za tydzień pogoda zapowiada się palce lizać. Czysto sportowe emocje będą dla nas swego rodzaju katharsis od wydarzeń u naszych wschodnich sąsiadów. Nasza psychika dostanie zastrzyk pozytywnych wibracji. Współczujmy, pomagajmy, ale żyjmy. Ubiegły tydzień przyniósł nam też kilka ciekawych wątków wokół, których narosło sporo kontrowersji i sporów kibiców. Pierwsza sprawa, to obóz przygotowawczy Włókniarza Częstochowa. Wielokrotnie to podkreślałem i nieraz dostawałem za to po uszach, bo wielu mnie nie rozumiało, że takie zgrupowania mają sens pod jednym warunkiem. Alba jadą wszyscy, albo nikt. Wyjątkiem mogą być tylko sprawy zdrowotne. Wychodziłem z założenia, że błędem jest rozbijanie grupy i pokazywanie, że są równi i równiejsi, że są zawodnicy, którzy funkcjonują na innych zasadach. Leon Madsen wpadł na parę godzin, zrobił sobie fotkę z zespołem, przybił piątki, zjadł obiad i tyle go widzieli. Nie przypadkiem kibice podnoszą to zdarzenie. Należy unikać podobnych sytuacji. Dlatego organizacja obozów integracyjnych, jak to definiujemy ma sens tylko i wyłącznie przy stuprocentowej frekwencji. I za to działacze Włókniarza zostali skrytykowani. Mam wiele sympatii do Włókniarza, Pana Prezesa Michała i zawodników ale... każdy z nas ma jakieś sprawy...Obóz nie wyskakuje z dnia na dzień w kalendarzu. Mocny i walczący o medale Włókniarza jest potrzebny tej lidze i mam nadzieję, że nikt nie będzie musiał wracać do tego tematu w sezonie. Z całego serca życzę podium. Drugi temat, który zwrócił moją uwagę, to dziwne komunikaty medialne Roberta Sawiny Jeszcze tydzień temu czytałem rozmowy z nowym menedżerem, w których jasno się wyraził, czym będzie się zajmował oraz w jakich rękach jednoznacznie leży odpowiedzialność za pierwszą drużynę. Podkreślam słowo odpowiedzialność. Tymczasem, w sobotę zupełnie przez przypadek wpadł mi w ręce materiał, w którym Robert oświadcza coś innego. Nie ma już głównodowodzącego, kapitana okrętu, teraz jesteśmy my, sztab. Czyli decyzyjność i pociąganie za sznurki rozkłada się na więcej osób. Rozumiem, co to znaczy praca w sztabie, że dziś w sporcie zawodowym na wynik pracuje zespół ludzi i dzieli się zadaniami, ale nie można rozmywać odpowiedzialności za wynik, zwłaszcza w żużlu. Może to kwestia błędnego przekazu, ale obawiam się , że zaraz pojawią się wątpliwości czysto wizerunkowe. Apator jest nadal mi bliski, po latach zwykle pamięta się tylko dobre chwile, ale tam nie może być miejsca w warunkach bojowych na demokrację. Zadania dzielimy przez X, odpowiedzialność tylko przez 1.