Na początku mojego dzisiejszego felietonu, na moment chciałbym wrócić jeszcze do Speedway of Nations, a dokładniej do tekstu Dariusza Ostafińskiego na Interii, który grubo przesadził twierdząc, że polska reprezentacja została oszukana przez regulamin. Regulamin sam w sobie nie może nikogo oszukać, a jedynie stwarzać okazje. Dodatkowo takie, a nie inne reguły były znane od samego początku. Co najważniejsze, przed zawodami nikt nie kazał brać w nich udziału. Jest różnica między oszustwem a moralnym zwycięstwem i sprawiedliwością reguł gry. Na całe szczęście podobne słowa nie padły z ust samych zawodników, trenera i działaczy. Jeżeli media zaś sugerują, że regulamin jest oszukany, to niech za rok pojawiają się artykuły namawiające do wycofania się ekipy ze zmagań. Bądźmy konsekwentni do końca, a nie po fakcie. Dyskutować należy tylko, jak zmienić w przyszłości tą ciekawą żużlową formułę. W zawodach jest bowiem wszystko czego szukamy w ramach emocji w sporcie, a co najważniejsze trzymają one w napięciu do samego końca. Osobiście widziałbym głównie dwa kierunki zmian. Dotyczą one skrócenia imprezy do jednego dnia oraz regulaminowego obowiązku większej ilości startów dla zawodników U-21. Uważam, że nie potrzebujemy ponad czterdziestu biegów do wyłonienia pary finałowej. Co do młodzieżowców, to dobrym rozwiązaniem byłoby umożliwienie im rywalizacji w parze z zarówno jednym, jak i drugim seniorem, przez co minimum dwukrotnie pojawiliby się na torze w ciągu jednego dnia. Dzięki temu byłoby na pewno ciekawiej, a co najważniejsze - sprawiedliwiej. W ciągu ostatnich dni, niczym bomba, wybuchł także temat możliwego startu młodzieżowców z innych krajów na pozycjach juniorskich (6,7 i 14,15) w PGE Ekstralidze. Oczywiście pojawiło się już mnóstwo wypowiedzi. Eksperci dyskutują, czy byłby to dobry ruch. W większości przeważa krytyka tego pomysłu. Ja jestem jednak jego zwolennikiem. Pamiętajmy, że dzisiejszy żużel to jest głównie show. Speedway nigdy nie będzie dyscypliną masową, promującą kulturę fizyczną wśród dzieci i młodzieży. To jest po prostu niemożliwe. To sport motorowy, a tego typu dyscypliny uprawia naprawdę wąska grupa społeczna. Speedway Ekstraliga nie jest po to, żeby kogoś szkolić, tylko po to żeby dawać produkt najwyższej jakości. Od lat jestem konsekwentny w opiniach i dlatego uważam, iż powinni jeździć najlepsi, niezależnie od narodowości. Oczywiście fajnie jest mieć wychowanków, ale tak naprawdę liczy się wynik. Dobrym przykładem na moją tezę jest chociażby Motor. Fani w Lublinie są wygłodniali sukcesów i nie zważają na to, że w składzie drużyny nie występuje ani jeden lokalny żużlowiec. Na drugim biegunie jest Falubaz, który zapowiadał rekordową ilość wychowanków w składzie, a skończył w pierwszej lidze. Mało tego, zielonogórzanie chcą teraz juniora z Tarnowa, a najbardziej pożądanym zawodnikiem jest Australijczyk... Sytuację z zagranicznymi juniorami porównałbym do wstąpienia Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku. Pojawiliśmy się tam nie dlatego, że byliśmy mocarstwem ekonomicznym czy militarnym, tylko dlatego że Europa chciała się rozwijać, szukać nowych rynków, podnosić konkurencyjność a przede wszystkim iść do przodu w pędzącym świecie. Dlatego właśnie mocne kraje (Niemcy, Francja, itd.), które są fundamentem UE zaprosiły takie kraje jak Polska, w dużym stopniu finansując zmiany, jakie widzimy na co dzień. Podobnie rzecz ma się z żużlem, gdzie jest Polska i... reszta świata. W speedwayu to my jesteśmy dominatorami i to my powinniśmy czuć się zobowiązani do pomocy innym, aby utrzymać ten sport przy życiu i go rozwijać. Kiszenie się we własnym sosie nie przyniesie nic dobrego. To jest jak z zamknięciem społeczeństwa na wyspie. Wiadomo, że prędzej czy później całkowicie wymrze na różne choroby. W związku z tym, musimy się otwierać. Zagraniczny junior, który być może pojawi się za rok lub dwa, tylko i wyłącznie wzmocni jakość tej dyscypliny sportu. Oczywiście trzeba to wszystko skorelować z konkretnymi i przemyślanymi przepisami. Trzeba znaleźć złoty środek i też promować ośrodki mające swoich wychowanków. Mechanizmów regulaminowych dających handicap takim klubom jest całe mnóstwo. Obawiam się, że nawet pomimo tego, malkontenci i tak zawsze się znajdą. Mam nadzieję, że żużel zyska również na powrocie Ministerstwa Sportu, co z zasady powinniśmy traktować jako zwrot we właściwym kierunku. Nie jest żadną tajemnicą, że znam się z zielonogórskim wiceministrem - Panem Łukaszem Mejzą. Pragmatyzm podpowiada oczekiwać skuteczności Ministerstwa Sportu w osiąganiu zapowiadanych już celów rozwojowych, wszak po owocach ich poznacie.