Zengota obrał kurs PGE Ekstraliga Jesteśmy w trakcie Świąt Wielkiejnocy, dlatego chciałbym skupić się i pisać wyłącznie na pozytywnych rzeczach. Spróbuję wystawić zawodnikom kilka laurek za Wielką Sobotę. Wyróżnić tych, którzy na torze sprawili sobie wspaniałe święta. Strzałem w dziesiątkę było zaproszenie przez klub z Rawicza na instytucję gościa Wiktora Przyjemskiego. Junior Abramczyk Polonii Bydgoszcz zadebiutował w ten weekend na drugoligowych owalach i od razu okazał się ojcem zwycięstwa Kolejarza nad mającą mocarstwowe zapędy, z awansem do eWinner 1. Ligi włącznie - Texom Stalą Rzeszów. To, co bije po oczach od tego chłopaka, to duża konsekwencja w jeździe, i świetne czytanie toru. Zadziwiać nie przestaje Grzesiu Zengota. Facet w dalszym ciągu wraca do równowagi po koszmarnej kontuzji. Groziła mu przecież amputacja nogi. To, że on w ogóle jeździ już jest swego rodzaju cudem, a że jeszcze wdrapuje się na tak wysoki poziom, czapki z głów. Wychowanek Falubazu Zielona Góra cudownie przywitał się z kibicami ROW-u Rybnik. Postawię, może nie jakąś wyszukaną tezę, że Grzesiek będzie absolutnym liderem zespołu z Górnego Śląska. Okej, rywal nie był z najwyższej półki, pewnie Landshut na wyjazdach będzie traciło dużo ze swojej wartości, ale podskórnie czuję, że "Zengi" zrobi w tym sezonie kolejny, poważny krok na drodze do spełnienia marzenia o ponownym zasmakowaniu PGE Ekstraligi. Drodzy fani ROW, muszę was zmartwić, jeśli Zengota utrzyma podobną formę przez całe rozgrywki, to ciężko będzie go utrzymać w Rybniku. To wciąż stosunkowo młody zawodnik i mnóstwo klubów zarzuci na niego sieci. Odradzałem występ Walaskowi Osobna laurka dla dwóch doświadczonych żużlowców, dla moich starych, dobrych znajomych, którzy stanowili o sile Ostrowa w Toruniu. Arged Malesa wyraźnie poległa z Apatorem, ale fajnie oglądało się szarże Grzegorza Walaska oraz Chrisa Holdera. Grześka widzę na co dzień. Nie ukrywam mocno odradzałem mu start na inaugurację przeciwko GKM-owi. Orientowałem się w jakim jest stanie, dlatego mówiłem, że lepiej się nie szarpać tylko odczekać te kilka dni, aby wrócić do pełni zdrowia. Na Motoarenie zobaczyliśmy Walaska w renesansie formy, zawodnika, który jak ma szybki sprzęt pod czterema literami nadal może przenosić góry i byś skuteczny. Holder odżył w Ostrowie. Leci tam na świeżości, to często reakcja po zmianie barw klubowych. Czternaście punktów na starych śmieciach robi wrażenie. Tam był luz, swoboda, a przede wszystkim czysta głowa, no silnik, z którego można się odepchnąć. Środowisko już obiegła informacja, że jednostka pochodziła z warsztatu Jacka Rempały. To świetna reklama dla mechanika z Tarnowa, choć wcale nie uważam go za tunera niszowego. Za chwilę jednak może mieć jeszcze większy tłok pod garażem. GKM? Posypuję głowę popiołem W Grudziądzu za pochwałę zasługują zwłaszcza trzy osoby. Petardy mają swoją robotę do wykonania, ładują, co zawody po dwanaście punktów, kasują za to konkretne pieniądze i dziękuję. Do zwycięstw zespoły ciągną kluczowi żużlowcy w poszczególnych formacjach. W moim mniemaniu są tą ludzie, którzy dokładają punkty trochę niespodziewanie, zazwyczaj są schowani w drugim szeregu. Rajderem meczu w Grudziądzu był dla mnie Norbert Krakowiak, jako ten, który wydzierał "oczka" gwiazdom Betard Sparty. Na dodatek miał niewdzięczny numer startowy. Choć on sam pewnie miał informacje, w którym momencie spod tej szesnastki zostanie uruchomiony. Norbert zrobił gigantyczny postęp, poczynił ogromny skok jakościowy. Wiele osób pukało się w czoło, że przechodzi do GKM-u po zakończeniu wieku juniora. Cierpliwość poparta katorżniczą pracą dała piorunujące efekty. Krakowiak, to inteligentny i porządny chłopak. Trzymam za niego kciuki Bezcenną wprost wartością dodaną dla ekipy Janusza Ślączki jest młodzieżowiec - Kacper Pludra. Po sparingach nikt się nie spodziewał, że ten młody mężczyzna będzie w takim sztosie. Posypuję głowę popiołem, bo skazywałem GKM na heroiczną batalię o utrzymanie, a tymczasem w Grudziądzu mają niespodziewanego lidera PGE Ekstraligi. Nawiązując do wydarzeń ze stadionu przy Hallera, trzeba głośno wyartykułować nazwisko bohatera nieoczywistego. Takiego, o którym nie przeczytamy na okładkach gazet. W porównaniu do meczu na Motoarenie, który był nudny jak flaki z olejem, w Grudziądzu obejrzeliśmy widowisko palce lizać. Toromistrz wyrzutem sumienia Apatora A kto stał za tym spektaklem? Niejaki Adam Lipiński, były toromistrz klubu z... Torunia, który po sezonie opuścił Apatora, a przygarnął go GKM. Trochę chichot losu, prawda? Teraz to on w porozumieniu ze sztabem szkoleniowym odpowiada za cały proces przygotowania nawierzchni na torze w Grudziądzu. Dlatego niezwykle ważne jest, jakimi ludźmi się otaczasz i jak się z nimi dogadujesz. Wyrywaniem wszystkiego z korzeniami, notorycznymi zmianami bardzo często można sobie zaszkodzić niż pomóc. I teraz mamy tak, że W Toruniu dalej z rozrzewnieniem wracają wspomnieniami kilka lat wstecz, kiedy Motoarena była najlepszym obiektem do ścigania być może i na świecie, a w Grudziądzu po prostu to, ściganie dostali. Adam wykonuje w GKM-ie kawał świetnej roboty. To znakomity fachowiec. Co jest szczególnie ważne, mijanki były od pierwszego do ostatniego biegu, tor zachowywał się bardzo powtarzalnie przez całe zawody. Abstrahuję od incydentu, który miał tam podobno miejsce przed spotkaniem, bo ten kwadrans opóźnienia w kontekście tej uczty dla oka był warty świeczki i można go wybaczyć. Wszystkim czytelnikom Interii Życzę Zdrowych i Wesołych Świąt Wielkanocnych!