Przesyt żużla w Toruniu? W poprzednich latach kryzys w podejściu zawodników do IMME był widoczny gołym okiem. Nie ukrywam irytowały mnie wypowiedzi różnych zawodników, zwłaszcza gdy impreza była pozycjonowana w terminie wakacyjnym. Idealnie wpisywali się wtedy w porę roku, odznaczając wybitnie wakacyjną formą i nastawieniem do zawodów. Gwiazdy urządzały sobie z IMME poligon doświadczalny, pole do testów silników i ustawień motocykli. Pamiętam do dzisiaj szokujące słowa Grigorija Łaguty, który bez ceregieli opowiadał jak przyjechał na turniej posprawdzać sobie jednostki i przełożenia, bo przecież od tego są tego typu zawody. To było bardzo uwłaczające słowa działające na szkodę prestiżu IMME. Kompletnie się z nimi nie zgadzam. Może medali MŚ w nich nie przyznają, ale stawka jest niejednokrotnie lepsza niż na rundach cyklu Grand Prix. Mizernej frekwencji na trybunach nie łączyłbym z ogólnym przesytem żużla w Toruniu. Chociaż o tym tak naprawdę dowiemy się, kiedy z kopyta ruszą zmagania ligowe. Z drugiej strony wydawało mi się, że taka próba generalna w silnej obsadzie przed inauguracją PGE Ekstraligi zachęci kibiców do przyjścia na Motoarenę. Karnety jak świeże bułeczki, a trybuny puste Z toruńskiego klubu docierały przecież pozytywne sygnały o zadawalającej sprzedaży karnetów, na sparingi przychodziło po kilka tysięcy fanów. Najłatwiej pustki na trybunach wytłumaczyć nagłą zmianą aury. Dwa tygodnie temu mieliśmy piękną wiosnę, a teraz nadeszło przenikliwe zimno. I absolutnie nie dziwię się, że jeśli ktoś miał do wyboru transmisję telewizyjną z wygodną kanapą, przy ciepłym kaloryferze, został w domu. Motoarena położona jest w dołku. Duża ilość betonu wokoło jeszcze mocniej potęguje uczucie chłodu. Do tego silny wiatr, tworzą się przeciągi. Doświadczyłem tego wielokrotnie na własnej skórze, zresztą udokumentowane jest to na zdjęciach z okresu mojej pracy w Toruniu. Chodziłem opatulony, ubrany "na ceblulkę", niektórzy wytykali mi komiczny wygląd, ale inaczej się nie dało. Co do kibiców, znaczna część stadionu jest zacieniona, jeśli zawody odbywają się popołudniami, komfort ich oglądania daleki jest od ideału. Mam taką zasadę, że jeżeli nie "dotknąłeś" toru na żywo, trudno zabierać głos. Ale chyba spodziewaliśmy się jednak więcej walki, a tej było jak na lekarstwo. Przytakuję komentatorom, którzy ciągle podnosili tezę, że tydzień przed pierwszą kolejką gospodarze nie odkryją wszystkich kart. Błąd w sztuce Apatora Nie zgadzam się za to z teorią, że w żużlu istnieje coś takiego jak handicap własnego toru. To jest fikcja i zawsze podkreślam, że on istnieje, gdy zespół wygrywa mecze. Kiedy ponosi się porażki, ta przewaga nagle cudownie znika. Ludzie odpowiedzialni za tor na Motoarenie popełnili chyba jednak jakiś błąd w sztuce. Gdzieś ta nawierzchnia wymknęła im się spod kontroli. Wewnętrzne pola dominowały przez całe zawody. Były bardziej przyczepne w porównaniu do zewnętrznych. Dla wyrównania szans należałoby te pola bliżej krawężnika zrobić bardziej na twardo. Fani Apatora biją na alarm po słabym występie ich pupili w IMME. W komentarzach lekka panika, stan podwyższonej nerwowości. Spokojnie, proszę wytonować nastroje. Chłopcy ćwiczyli ostatnio w diametralnie innych warunkach. W sobotę zastali zupełnie coś innego niż zazwyczaj. Tak jak zima zaskakuje drogowców, tak ich również "wykończyły" niskie temperatury. Ale jest to też ciekawy dowód na to, że miejscowi bardziej gubią się w domu, aniżeli żużlowcy przyjezdni. Pięć stopni robi już różnicę, ale piętnaście, to już kolosalny skok. Dyskusję wypadałoby zamknąć w wypowiedzi Janusza Kołodzieja, który stwierdził, że nie poznawał w sobotę swojego motocykla.