Poniżanie Falubazu nic nie zmieni Za nami fantastyczne widowisko w Łodzi. Mecz Orła z Falubazem, to było mięsista reklama żużla przez duże Ż. Drużyny podzieliły się punktami, ale wynik przechylał się raz w jedną, raz w drugą stronę. Szybki wniosek? Zielonogórzanie ciągle żyją i wbrew malkontentom mają się dobrze. No bo jak inaczej identyfikować zespół, który nie zaznał jeszcze goryczy porażki. Spotkanie z Orłem nie było dla Falubazu spacerkiem, ale nikt nie spodziewał się, że to będzie łatwa przeprawa. Sponiewierani przez Wilki Krosno łodzianie byli żądni rewanżu i za cel obrali sobie ukłucie kolejnego z faworytów do awansu do PGE Ekstraligi. Misja udała się połowicznie. Znów da się słyszeć narzekania, że podopieczni Piotra Żyto przeżywali w Łodzi katusze, że te męczarnie oglądało się po prostu kiepsko. Spokojnie, proszę państwa, tak jak wspomniałem wcześniej Zielona Góra utrzymuje status drużyny niepokonanej a na rozliczenia przyjdzie czas po zakończeniu sezonu. Na razie liczy się, to co w tabeli i byle do play-off. Wyniki bronią ten zespół i kropka. Hetjowanie, poniżanie w ocenach paru osób nic nie zmieni. To co może rzeczywiście martwić, to gasnąca w oczach formacja juniorska. W teorii najważniejsi rywale Falubazu, czyli Abramczyk Polonia i Cellfast Wilki na tę chwilę dysponują silniejszą młodzieżą. A warto też zwrócić uwagę, że cichym bohaterem łódzkiej ekipy był wychowanek Falubazu, Nikodem Bartoch. Taki trochę chichot losu, prawda? Dawid Rempała miał świetne wejście w sezon, ale teraz wpadł na krzywą drastycznie opadającą. Jego partner Fabian Ragus przez zimę jakby cofnął się w sportowym rozwoju, jest cieniem samego siebie, a przecież ten chłopak potrafił jeszcze niedawno wygrywać biegi w PGE Ekstralidze. Tonder wyciągnięty z zamrażarki Osobny temat to wykorzystanie numeru ósmego i szesnastego na przykładzie fantastycznego występu Mateusza Tondera. Połowa obserwatorów powie, że to znakomite rozwiązanie, a druga część będzie miała wątpliwości, czy to aby na pewno dobry pomysł żeby kisić żużlowca na ławce. Wysłanie Tondera na tor dopiero od dwunastej gonitwy, w końcowej fazie zawodów, to była ruletka. Rzadko się zdarza, żeby zawodnik tak odpalił. Mateusz pokazał się z fajnej strony w ćwierćfinale IMP, był obok Krzysia Buczkowskiego najlepszym zawodnikiem Falubazu i trochę dziwi fakt, że tak długo czekano z otwarciem zamrażarki. Ten facet jak wyjdzie szybko spod taśmy, to trudno go złapać na trasie. Odrobinę ubolewam nad tym, że skoro mu tak "zażarło", sztab szkoleniowy nie poszedł za ciosem. I nie jest to żaden przytyk, w niczyim kierunku, ale rodzi się szybkie pytanie, czy Mateusz nie powinien być również desygnowany do ostatniego biegu w miejsce Rohana Tungate’a. Ale to pozytywny przekaz. Mateusz dał sygnał, że w tym zespole tkwi potencjał, który jest jeszcze do uwolnienia, tylko trzeba te klocki inaczej poukładać. Na moje oko, chociaż nie ma tego efektu "wow" Falubaz skręca we właściwą drogę, a teraz jest odpowiedni moment, żeby tę drużynę jeszcze mocniej scalić i dotrzeć. Nie od razu Kraków zbudowano. Uważam, że Falubaz może otworzyć szampany na parę miesięcy. Ta PGE Ekstraliga jest do wzięcia, choć zdaje sobie sprawę, że parę osób czytają te słowa popuka się po głowie, co ten gość plecie za dyrdymały. W Łodzi przede wszystkim podobało mi się to, że Falubaz mimo wzlotów i upadków, nie spękał.