Pedersen zawstydził młodszych kolegów Prezes Abramczyk Polonii Bydgoszcz mówi, że nie przejmuje się słabymi wynikami swoich zawodników w niedzielnym Kryterium Asów. Nawet jeśli Jerzy Kanclerz chce uspokoić, co bardziej nerwowych kibiców, nie wierzę, że w jego głowie nie kłębią się różne myśli i nie robi tylko dobrej miny do złej gry. Z tymi sparingami, meczami towarzyskimi, różnymi turniejami, to jest zawsze ciekawa zależność. Jak zawodnikowi idzie, błyszczy, seryjnie wygrywa, podnosi się narracja, że wchodzi w sezon w kosmicznej formie. Ale jak żużlowiec wozi ogony, jest wolny, o, to wtedy znajdujemy mu tysiąc wymówek. Albo, że jeszcze żongluje silnikami, albo, że brakuje mu startów, że to pierwsze koty za płoty i nie warto wyciągać daleko idących wniosków. Osobiście, tego typu komentarze zawsze dzieliłem na pół. Byłem zdania, że zarówno w jednym jak i drugim przypadku trzeba szukać ziarenek prawdy. Proszę zauważyć, że największe gwiazdy, zawodnicy którzy mają wieść prym w lidze, nie potrzebowali żadnej "rozbiegówki". Taki Nicki Pedersen wrócił po bardzo poważnej kontuzji i praktycznie z marszu zawstydził większość stawki. Właśnie po tym poznaje się klasowego zawodnika, że on wchodzi na te najwyższe obroty od razu, bez zbędnych ceregieli. Odwróć tabele zawodnicy Polonii Bydgoszcz na czele Dla mnie Kryterium Asów było swego rodzaju egzaminem dojrzałości dla Polonistów. Małą weryfikacją jak drużyna z ekstraligowymi ambicjami poradzi sobie na tle "grubych ryb". Tymczasem najlepszy przedstawiciel Polonii zajął miejsce w środku klasyfikacji, a reszta pałętała się gdzieś w jej dole. Bardzo słabo zaprezentował się papierowy lider - Kenneth Bjerre. Aż prosi się o pytanie, z czym do elity? Podkreślam, zdaję sobie sprawę, że w Bydgoszczy oglądaliśmy paru zawodników ze ścisłej czołówki światowej, że Poloniści mogli przekonać się na własnej skórze, ile im jeszcze brakuje do najlepszych. To wszystko się zgadza, ale w całym obrazie marnego występu podopiecznych Jacka Woźniaka potrzebny jest szerszy kontekst, a nie rzucenie okiem na suche wyniki. Gdyby bydgoszczanie wygrywali starty, a potem tracili pozycje na dystansie lub świetnie rozgrywali pierwszy łuk i później się gubili, byłbym w stanie zrzucić, to na karb braku objeżdżenia. Tutaj, na własnym torze, gospodarze byli pomotani jak dzieci we mgle. A dwóch zawodników, którzy mają stanowić o sile formacji U24 nie ugrało nawet "sztycha", nie łapało się rywalom na szprycę.