Lindgren to król PGE Narodowego. Wygrał w Warszawie po sześciu latach. Było to też jego szóste zwycięstwo w turnieju Grand Prix w karierze. - Zawsze jest ciężko, ale naprawdę uwielbiam to miejsce. Co za atmosfera. Jest tu ze mną moja rodzina, moja córka, wielu sponsorów. Jest fantastycznie - mówił Szwed po zawodach przepytywany przez Scotta Nichollsa. Lindgren miał szczęście Zawody w stolicy są organizowane od 2015 roku (z wyjątkiem lat 2020-2021). W 2015 roku Lindgren nie był uczestnikiem cyklu, więc nie pojawił się w Warszawie. W kolejnych sezonach tylko raz nie znalazł się na podium (dwa zwycięstwa, jedno drugie miejsce i dwa trzecie). W sobotnim finale stoczył kapitalną walkę z Jackiem Holderem oraz Bartoszem Zmarzlikiem. Od początku prowadził, jednak kiedy cała trójka wchodziła w ostatni wiraż, to nic nie było wiadomo.W pierwszej odsłonie wyścigu finałowego prowadził Jack Holder, natomiast po ataku Zmarzlika przewrócił się Jason Doyle. Sędzia zawodów wykluczył z powtórki Australijczyka. - To było bardzo pechowe dla Jacka. Wygraną miał w kieszeni i jeżeli mam być szczery, to byłem nawet zadowolony z drugiego miejsca. Do powtórki musiałem się ponownie skupić i wystartować w ciemno. Jestem strasznie nakręcony oraz szczęśliwy - dodawał triumfator Grand Prix Polski. Polakom nie wiedzie się na PGE Narodowym Zmarzlik nie zdjął klątwy PGE Narodowego, ale przynajmniej po raz pierwszy stanął na podium. Pozostali Polacy rzadko kończyli zawody z uśmiechami na twarzach. W 2015 roku trzeci by Jarosław Hampel (zawody zostały zakończone po trzech seriach), dwa i trzy lata później na drugim stopniu podium stawał Maciej Janowski. 2019 rok to udane zawody Patryka Dudka, który również był trzeci. Kilka miejsc na podium Biało-Czerwoni zdobywali, ale na tym najwyższym jeszcze żaden z nich nie stanął.