Jacob Thorssell, Marcin Nowak, Kevin Woelbert lub Eduard Krcmar, Rafał Karczmarz na U24, Peter Kildemand oraz Anze Grmek i Mateusz Majcher na juniorce. Tak może wyglądać na początku sezonu podstawowe zestawienie rzeszowian. W razie kontuzji, albo problemów innej natury, pod ręką ma być jeszcze Dawid Lampart, który niewykluczone, że wzmocni także sztab szkoleniowy. Połowa z wymienionych żużlowców jeszcze w poprzednim roku ścigała się w eWinner 1. Lidze więc na papierze Texom Stal może czuć się jednym z faworytów do awansu. Pieniądze (im) szczęścia nie dają Pamiętajmy jednak, że nie takie dream-teamy padały jak muchy, a Stal miała akurat ostatnio szczęście do niewypałów transferowych. Parę miesięcy wstecz plany były podobne i też zakończyło się wielką klapą. Rzeszowianie szastali w zimie kasą, a wynik i tak okazał się rozczarowujący. Piąte miejsce i brak play-offów odebrano w stolicy Podkarpacia jak soczysty policzek. Teraz podobny rezultat będzie równoznaczny z trzęsieniem ziemi w gabinetach przy Hetmańskiej. Tutaj nie sprawdzi się powiedzenie, do trzech razy sztuka. W Stali szybko zabrano się za wyciąganie wniosków. Sponsorzy zadeklarowali dalsze wsparcie więc ponownie głębiej sięgnięto do kieszeni. Z poprzedniego składu ostali się jedynie Krcmar i Woelbert. Resztę rozgoniono na cztery strony świata. Bez sentymentów potraktowano m.in. wychowanka Pawła Miesiąca. Za budowę ekipy, mającej tym razem skutecznie włączyć się do walki o wejście na zaplecze PGE Ekstraligi odpowiedzialny był dotychczasowy menedżer Paweł Piskorz. On jako jeden z nielicznych dostał od szefów klubu drugą szansę, no i niezłe środki do wydania na wzmocnienia. W kuluarach da się usłyszeć, że Stal miała forsy jak lodu i psuła rynek na najniższym szczeblu na potęgę. W Rzeszowie stanowczo zaprzeczają, jakoby bajerowali zawodników niemoralnymi, finansowymi propozycjami, zostawiając resztę daleko w tyle. Od razu pojawia się kontra, że oni innym nie zaglądają do portfela, a i na bank też nikt w Stali nie napadał, żeby podreperować budżet. Nie zmienia to faktu, że reszta mogła co najwyżej z zazdrością patrzeć jak kolejny ośrodek na ścianie wschodniej coraz mocniej rozpycha się łokciami.