W tygodniu dyrektor, w weekendy zawodnik Nie znamy jeszcze wszystkich kadr klubów na sezon 2023 w eWinner 1. Lidze, ale królem polowania już można okrzyknąć świeżo upieczonego dyrektora sportowego Falubazu Zielona Góra - Piotra Protasiewicza. W krótkim okresie, w ciszy wykonał kawał świetnej roboty. Nikt nie płakał długo po Maksie Fricke. W jego miejsce zamiast jednej armaty, pozyskano dwie, a może i trzy. Z Rasmusem Jensenem, Przemysławem Pawlickim, Krzysztofem Buczkowskim, Rohanem Tungatem i Beckerem na U24 ten skład, to petarda. Na warunki zaplecza PGE Ekstraligi zielonogórzanom udało się zbudować dream team. Jak do tej imponującej formacji seniorskiej dorzucą jeszcze solidnego juniora, to rywale mogą za chwilę naprawdę pękać z zazdrości i truchleć ze strachu. I jeśli teraz Falubazowi nie uda się wyważyć bram raju, to już chyba nigdy. Piotr, którego bardzo szanuję, zaliczył w nowej roli wejście smoka. Takich transferów "na bogato" nie przeprowadza się z dnia na dzień, więc Protasiewicz musiał pracować na dwóch etatach od dawna. W weekendy przebierał się w kewlar i był kapitanem Falubazu, a w tygodniu, między treningami zakładał koszulę i siadał za biurkiem wykonując setki telefonów, namawiając jeszcze doniedawna swoich kolegów z toru, aby wybrali starty w Zielonej Górze. Porozumienie z Jensenem do kosza Chylę czoła za wyciągnięcie z Gdańska Duńczyka Jensena, to był mój nr 1 na giełdzie. Na miejscu prezesów mających chrapkę na awans, poruszyłbym niebo i ziemię, aby go sprowadzić do siebie. Znów się okazało, że nie ma takiego wagonika, którego nie da się odczepić, a wszystko jest kwestią pieniędzy. Spisane na kartkach papieru porozumienia można jak widać niedługo później wyrzucić do kosza. Falubaz rozbił bank. Na Wrocławską 69 ściągnięto żużlowców, którzy nie będą jeździli za czapkę gruszek, ale taka jest właśnie cena PGE Ekstraligi. Chcesz w niej występować, musisz głębiej sięgnąć do portfela i zdystansować konkurencję. Pojawiają się opinie, że Falubaz skompletował nawet mocniejszy zespół niż Apator w 2020 roku, gdy błyskawicznie wracał po spadku do elity. Zastanawialiśmy się wtedy, czy torunianie przegrają jakiś mecz. Nie brałbym się za tego typu porównania. Kiedy Apator leciał z hukiem, eWinner 1. Liga była w pięciostopniowej skali, przynajmniej o jedną gwiazdkę słabsza. Ciekawe jak odpowiedzą inne ekipy stroszące piórka na PGE Ekstraligę. Prezes Jerzy Kanclerz z Abramczyk Polonii pewnie drapie się głowie i ciska przekleństwami z wściekłości, że przegapił okazję i nie wziął udziału w rozbiorze Zdunek Wybrzeża. Przecież Orzeł Łódź wyłowił z tonącego okrętu Timo Lahtiego, którego z pocałowaniem ręki też by pewnie przyjął. Nie wierzę, że przeszkodą była kasa. Raczej ktoś na chwilę przysnął.