Partner merytoryczny: Eleven Sports

Skandaliczne sceny na finale polskiej ligi. Kibice zgotowali im piekło

Sebastian Zwiewka

- Eksperci i wszyscy inni tylko nas szczuli, że nie mamy po co się pokazywać w tym finale. Skala tego była już obleśna i niesmaczna. Włącznie z zachowaniem bydgoskich kibiców - mówi nam żużlowiec Jakub Jamróg, który awansował z INNPRO ROW-em Rybnik do PGE Ekstraligi. Porażka w Bydgoszczy 41:49 otworzyła rybniczanom drzwi do elity. - Gwizdy na prezentacji, wyzwiska w stylu "jedziemy z tymi świ*****, opluwanie osób funkcyjnych, m.in. fizjoterapeutki, a więc kobiety. To są dla mnie niewyobrażalne rzeczy - opowiada krajowy lider zwycięzcy Metalkas 2. Ekstraligi.

Na zdjęciu: ROW Rybnik cieszący się z awansu do PGE Ekstraligi
Na zdjęciu: ROW Rybnik cieszący się z awansu do PGE Ekstraligi/Łukasz Trzeszczkowski/Zdjęcia Łukasz Trzeszczkowski

Awans ROW-u wszyscy rozpatrują w kategoriach niespodzianki i sensacji. Od kilku tygodni w polskich mediach faworyzowano Polonię, która z łatwością miała sobie poradzić. Mówiło się, że do Bydgoszczy po awansie przyjdzie kilku sensownych na najwyższą klasę rozgrywkową zawodników. W Rybniku z kolei była zadziwiająca cisza. 12-krotny Drużynowy Mistrz Polski fajerwerki zostawił jednak na sam finał. Zespół zadziwił całą żużlową Polskę, wracając do elity po czterech latach przerwy.

Żużel. ROW Rybnik w PGE Ekstralidze. "Napisaliśmy romantyczną historię"

- To był mój szósty finał i trzeci złoty, wliczając PGE Ekstraligę. Bardzo się cieszę, że wygrało piękno sportu. Napisaliśmy piękną, wręcz romantyczną historię żużla. Nie chcę się już pastwić, ale troszeczkę muszę nad narracją, która ostatnio panowała w mediach. Cała ta nagonka była wielkim paliwem napędowym dla nas. Eksperci i wszyscy inni tylko nas szczuli, że nie mamy po co się pokazywać w tym finale. Chcę tylko powiedzieć: ok, faworyt może być, jednak skala tego była już obleśna i niesmaczna. Włącznie z zachowaniem bydgoskich kibiców - rozpoczyna Jamróg.

Takich scen z udziałem kibiców przeciwnej drużyny nasz rozmówca się nie spodziewał. - Gwizdy na prezentacji, wyzwiska w stylu "jedziemy z tymi świ*****, opluwanie osób funkcyjnych, m.in. fizjoterapeutki, a więc kobiety. To są dla mnie niewyobrażalne rzeczy. Jeżdżę na żużlu już 16 lat i wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłem. Bydgoszcz prosiła się o to, żebyśmy z nią wygrali. Sport nie cierpi takich sytuacji. Nie rozumiem, jak na tak wysokim poziomie można się tak zachowywać - dodaje.

Kibice zgotowali im piekło. Jakub Jamróg: Finalnie chcę im za to bardzo podziękować

Bydgoscy fani zgotowali drużynie ROW-u prawdziwe piekło. To nie pierwszy (i z pewnością nie ostatni) taki przypadek w historii żużla, jednak Jamróg zwraca uwagę na jeden ważny szczegół. -  W żużlu są sytuacje "stykowe", jak np. faul danego zawodnika. Wtedy są emocje kibiców i nieprzyjemne słowa lub wyzwiska w kierunku winowajcy. Nie powiem, że jest to normalne, ale jeszcze do zrozumienia. Przyjechaliśmy jednak na zawody, a już przed meczem - nie będąc nic nikomu winnym - tak nas potraktowano - tłumaczy.

Zachowanie kibiców Polonii w żadnym stopniu nie przeszkodziło gościom, którzy po porażce 41:49 cieszyli się z awansu do najlepszej ligi świata
(w Rybniku ROW wygrał 50:40). Jamróg domyśla się, dlaczego miejscowi fani dopuścili się takich czynów. - Było to słabe. Być może był to szereg różnych prób zaczepek, wyprowadzenia nas z równowagi. Nie wiem, nie rozumiem tego. Finalnie chcę im za to bardzo podziękować. Mnie osobiście zmotywowało to, gdy ludzie zaczepiali mnie lub wydzierali moje nazwisko. Skupiłem się na zadaniu, aby na przekór wszystkim to wygrać - kontynuuje 33-letni żużlowiec pochodzący z Tarnowa.

PGE Ekstraliga 2025. ROW Rybnik beniaminkiem

Ten dwumecz był niesamowicie zacięty, w wielu wyścigach toczyła się zażarta walka o daną pozycję.  - Pojechaliśmy jak prawdziwa drużyna. Sytuacje, o których wspomniałem, bardzo nas wszystkich zmotywowały. Uzupełnialiśmy się. Wysoka porażka w rundzie zasadniczej w Bydgoszczy i porażka u siebie nie miały żadnego znaczenia. Wyciągnęliśmy słuszne wnioski z tych dwóch meczów. Powtarzałem wówczas, że dobrze, że to się teraz wydarzyło. Lepiej przegrać niż wygrać wysoko i dać się uśpić przed najważniejszymi meczami. Co z tego, że po rundzie zasadniczej byliśmy na trzecim miejscu, skoro w tej zabawie chodzi o to, by być najlepszym w finale? - pyta krajowy lider ROW-u.

Jamróg sam mógł dać awans, ale wyścig czternasty mu nie wyszedł. Kilka minut później zrobił to Rohan Tungate. - Osobiście żałowałem, że tego nie przypieczętowałem. Niestety, od połowy zawodów totalnie zgubiliśmy przełożenia, nic nie działało. Proszę mi wierzyć, że zostałem sam w parkingu, nie patrząc na piętnasty bieg. Wybiegłem z krzykiem radości, gdy usłyszałem radość swoich kolegów rzucających się na Rohana. Miałbym do siebie wielkie pretensje, gdyby dwumeczu zabrakło moich punków - przyznaje.

PGE Ekstraliga. Transfery. Jakub Jamróg wraca

Jamróg wykręcił trzynastą średnią biegową w lidze i trzecią wśród krajowych zawodników. Po czterech latach udało mu się osiągnąć cel, jego średnia w końcu przekroczyła dwa punkty na wyścig (2,039). - Jestem przeszczęśliwy, bo wiem, że mój powrót do PGE Ekstraligi mógł nastąpić tylko po wywalczeniu awansu z drużyną. Nie chcę jednak zapeszać. Życzyliśmy sobie z prezesem i wstępnie deklarowaliśmy chęć dalszej współpracy w obu ligach, lecz konkretów nie było. Miejmy nadzieję, że się dogadamy. Ze swojej strony powiem tylko, że podejmę rękawicę, jeśli taka szansa zostanie mi dana - podsumowuje jeden z głównych architektów awansu ROW-u.

Na zdjęciu: Jakub Jamróg/Paweł Wilczyński/Zdjęcia Paweł Wilczyński
Brady Kurtz i Jakub Jamróg dziękują kibicom za doping./Łukasz Trzeszczkowski/Zdjęcia Łukasz Trzeszczkowski
Kibice Polonii Bydgoszcz/Łukasz Trzeszczkowski/Zdjęcia Łukasz Trzeszczkowski
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem