Skandal w polskiej lidze. Był przerażony tym, co zobaczył. Dramatyczny apel
W ostatnim meczu Włókniarza ze Spartą zawodnicy przewracali się i taplali w błocie. Włókniarz wygrał 46:31, a pół wrocławskiej drużyny opuszczało stadion z mniej lub bardziej poważnymi urazami. Krzysztof Cegielski, były zawodnik był załamany tym, co zobaczył. Krytykuje osoby funkcyjne za to, co się stało. – Prosimy się o tragedię. Czy znów ktoś musi umrzeć, żebyśmy wyciągnęli wnioski – pyta Cegielski.

Dariusz Ostafiński, Interia: Za nami kosmiczny mecz w Toruniu, gdzie "Anioły" pierwszy raz w tym sezonie pokonały Orlen Oil Motor Lublin.
Krzysztof Cegielski, były żużlowiec, ekspert: A ja bym wolał porozmawiać o piątkowym meczu w Częstochowie i powiedzieć, że idziemy w złą stronę. Już mamy mnóstwo wypadków i kontuzji, a prosimy się o więcej. Wiemy, że żużel jest niebezpieczny i robimy zawody w ekstremalnych warunkach, tłumacząc sobie, że czasem musi być bardziej niebezpieczny. Jak tego nie zatrzymamy, to za chwilę dojdzie do wielkiej tragedii. W Częstochowie niewiele brakowało. Ja się zastanawiam, czy znów ktoś musi umrzeć, żebyśmy zaczęli wyciągać wnioski.
Cegielski ostro o słowach Cieślaka i Demskiego
Mocne, ale proszę o konkrety. Co panu nie pasowało?
- Już mówię. Nie mam problemu, z tym że sędzia Bartosz Ignaszewski rozpoczął to spotkanie, ale po siódmym biegu i wypadku Łaguty powinien był jej zakończyć. Regulamin mówi jasno, że tor powinien być równy i bezpieczny. Powinien pozwalać na bezpieczną jazdę na całej szerokości i długości. A tam były w tym momencie dwa różne tory. Do połowy żużlowy, a dalej crossowy. Żużlowe motocykle nie nadają się do jazdy na crossie. Wypadek Łaguty, który jest mistrzem świata i ma wielkie umiejętności, to był sygnał ostrzegawczy. Wtedy należało poprawić tor lub przerwać te zawody.
Czegoś tu nie rozumiem. Czytałem wywiad Marka Cieślaka dla Przeglądu Sportowego i on chwali sędziego za męskie decyzje i za to, że nie dał się wodzić za nos żużlowym gwiazdom.
- Czytałem ten wywiad. Tak samo, jak słuchałem wypowiedzi szefa sędziów Leszka Demskiego w Canal+. I powiem, że ja tego nie kupuję. Mówienie, że jak zimą jest oblodzona droga, to jedziemy wolniej samochodem, zupełnie do mnie nie trafia. Żużel to wyścigi, presja, pieniądze. To jest walka, której nie porównywałbym do jazdy po mokrej ulicy, gdzie chodzi o to, żeby bezpiecznie dotrzeć do domu. Żeby zawodnicy mogli się ścigać, to musi być bezpiecznie. Sędzia Ignaszewski w końcu przyznał, że nie było bezpiecznie, ale zrobił to o kilka biegów za późno.
Cegielski wskazuje, kiedy sędzia powinien był przerwać mecz Włókniarz - Sparta
Zrobił to po pierwszym, nieudanym podejściu do czternastego biegu, a powinien był zrobić, gdy Łaguta przewrócił się w pierwszym podejściu do wyścigu ósmego.
- Tak dokładnie. Jak mówię, sędzia z komisarzem nie popełnili błędu, rozpoczynając mecz, ale pogubili się w trakcie. Trzeba bowiem obserwować tor i reagować na zmiany, zanim ktoś zginie. Ta ilość nawierzchni na zewnętrznej części toru była w pewnym momencie za duża. Skoro Łaguta sobie z tym nie poradził, to należało to skończyć.
To pana zdanie. Połowa kibiców powtarza za Cieślakiem i Demski, że dobrze się stało, bo zawodnicy muszą sobie radzić też w trudnych warunkach.
- Dla mnie to była antyreklama. A stwierdzenie w stylu: świetnie, że jechali, że ktoś wreszcie podjął odważne decyzje, to zwyczajnie mnie przerażają. Ja przepraszam, że odbieram to tak osobiście, ale potem to ja jadę do kliniki czy szpitala i muszę się tymi kontuzjowanymi zawodnikami opiekować. Jak można komuś kazać się ślizgać i jeździć w błocie, a potem mówić: dobrze się stało. Przecież to było niebezpieczne. Łaguta jest poobijany, tak samo Janowski i Kowalski. Przewrócili się też Karczewski i Baengs. Ten jeszcze dostał żółtą kartkę, a ja pytam za co? Przecież on przewrócił siebie i Janowskiego, bo ktoś mu kazał jechać po tym ekstremalnym torze. Co sam sędzia po chwili potwierdził przerywając zawody.
Cegielski zabrał głos w sprawie awantury Janowskiego z komisarzem
Kowalski też dostał kartkę. Czerwoną. On jednak jechał z kontuzją.
- Po fakcie wiemy, że ani on nie powinien jechać w tym meczu, ani sędzia nie powinien dać mu tej czerwonej kartki za rzekomą symulację. Kowalski nie podniósł się z toru, bo nie mógł, bo czuł ból. O nic innego nie chodziło. Swoją drogą, to mógłby ktoś pomagać zawodnikom po upadkach w ściąganiu motocykli z toru. Sam to robiłem, kiedy byłem adeptem i stałem na łuku z chorągiewką jako osoba funkcyjna.
Pan lubi czasem dzwonić do władz Ekstraligi. Zadzwonił pan do prezesa, żeby zapytać, dlaczego ten mecz nie został przerwany?
- Nie dzwoniłem. Ja się domyślam, że jak nie odwoła się meczu prędzej, to potem jest problem. Każdy się denerwuje, bo są kibice, jest telewizja, a tu ktoś mówi, że nie jedziemy. Tu jednak pojechali i ja się pytam, czy to była fajna reklama?
Pytanie jest retoryczne, bo wiadomo, że nie była. I jeszcze to wszystko skończyło się tym, że zawodnik Janowski rzucił rękawiczką w komisarza, który podszedł do niego po wypadku, żeby zapytać, czy wszystko w porządku.
- To już nawet sam szef sędziów stwierdził, że komisarz nie powinien był tego robić, że to był błąd. Ja już kilka lat temu zwracałem uwagę, żeby kamerzyści i dziennikarze nie podchodzili do zawodnika po wypadku, bo kiedyś ktoś w łeb dostanie i będą problemy. Oni są w bólu, stresie, szoku, a my podchodzimy i nie wiadomo, czego szukamy. Janowski dostał z tyłu, był kompletnie zaskoczony. Nie pochwalam tego, co zrobił, ale obecność komisarza nie pomogła. Nawet jeśli na początku pytał o zdrowie.