Trener Stali: Przerwijcie to, inaczej się pozabijają! Problemy beniaminka z torem, to historia stara jak świat. W dwóch poprzednich meczach u siebie przeciwko For Nature Solutions Apatorowi Toruń i ZOOleszcz GKM-owi Grudziądz stan nawierzchni także pozostawiał wiele do życzenia. Prezes Wilków - Grzegorz Leśniak na naszych łamach zapowiadał mocne postanowienie poprawy, że niespełna miesiąc do konfrontacji z ebut.pl Stalą wystarczy, aby zreperować tor, żeby był on przede wszystkim bezpieczny do jazdy. Niestety, mimo wzmożonych prac w ostatnich tygodniach, sytuacja z torem nie uległa diametralnej zmianie. Gdy tylko przedstawiciele Stali Gorzów pojawili się na stadionie w Krośnie od razu zgłosili zastrzeżenia, co do kiepskiej jakości nawierzchni. Przyjezdni nie chcieli nawet słyszeć o rozpoczęciu zawodów. Domagali się przełożenia meczu na inny termin. Koniec końców arbiter nie uległ naciskom gości, ale opóźnił start spotkania o blisko godzinę. W międzyczasie na tor wyjechał ciężki sprzęt, który doprowadzał nawierzchnię do jako takiego porządku. Po pierwszej serii, gdy żużlowcy mieli trudności pokonywaniem łuków, szkoleniowiec Stali krzyczał w parku maszyn, że trzeba przerwać tę farsę, inaczej zawodnicy się pozabijają. Marek Cieślak stwierdził w studiu Canal+ już po decyzji sędziego Słupskiego o zastopowaniu meczu, że skoro powiedziało się "a" trzeba było powiedzieć "b" i kontynuować tę wątpliwej urody potyczkę. Dodawał też, że gdyby sędzia nie dał przyzwolenia na wystartowanie meczu, musiałby wtedy orzec walkowera na korzyść gości. Na tamten moment wolał jednak nie krzywdzić nikogo i suma summarum wyszło na to, że popisał się sporą niekonsekwencją. - Po dziewiątym biegu ten tor nie był bardziej nieregulaminowy - rzucił najbardziej utytułowany polski trener. W międzyczasie przez internet przetoczyła się fala niepochlebnych komentarzy nawiązujących do werdyktu arbitra: cyrk, kabaret, antyreklama żużla - to te najłagodniejsze. Kwieciński mógł pójść o jeden most za daleko Bardzo poirytowany decyzją sędziego o przedwczesnym zakończeniu zawodów był członek sztabu szkoleniowego Cellfast Wilków - Ireneusz Kwieciński. W rozmowie z dziennikarzem Canal+ - Robertem Sitnickim pozwolił sobie wygłosić ostry monolog. - Trudno mi to zrozumieć. Tor był ciężki, wszyscy to widzieli już przed spotkaniem. Okazało się, że chociaż nie jest on perfekcyjny da się na nim jechać. Zawodnicy wjeżdżali się w niego. Nie była to wielka corrida, zdawali sobie sprawę, czego się po nim spodziewać i jechali bardziej bezpiecznie - nie krył rozczarowania - Tak będzie dopóki komisarze toru nie dostaną większych kompetencji i decyzyjności. Pan komisarz był w Krośnie od wczoraj. Można było podjąć męską decyzję o przełożeniu zawodów z wyprzedzeniem. Mieliśmy opady, były trudności z odpowiednim przygotowaniem nawierzchni. Ten jest ciągle eksploatowany: treningi, liga U24, zawody młodzieżowe itd. Wystarczyło zapytać, czy damy radę go ogarnąć. Jeśli nie, szukajmy innego terminu, a nie stawiajmy się pod ścianą. Potem daje się nam pół godziny na zamknięcie tematu, a jak się nie wyrobimy, to straszenie walkowerem. To są koszty, nieprzespane noce całego sztabu, ale nie zawsze się da. Każdy przekazał swoje tłumaczenia, ale naszych nikt nie przyjmował. Musimy się teraz pozbierać i mam nadzieję, że to nie skończy się walkowerem - kontynuował swoją połajankę. Na koniec w popłochu zdjął słuchawki i odparł, że emocje ciągle w nim buzują, dlatego błędem było podejście "na gorąco" do wywiadu. Ciąg dalszy na sto procent nastąpi.