Sezon żużlowy zbliża się wielkimi krokami. Zawodnicy są już w ostatniej fazie przygotowań. Intensywnie trenują na crossie. W przeszłości zdarzało się już wiele przypadków, w których ktoś łamał się tuż przed startem rozgrywek, mając z tego powodu przerwę w startach i zakłócony rytm przygotowań. Klub z kolei był stawiany w nieciekawej sytuacji, bo tracił lidera. Kontuzje łapali np. Maciej Janowski i Piotr Pawlicki. Obaj byli liderami odpowiednio Sparty Wrocław i Unii Leszno i ich urazy spędzały działaczom sen z powiek. Na szczęście nie okazały się one poważne, a sami żużlowcy nie pauzowali długo. Bardzo poważny był za to uraz Grzegorza Zengoty, który po takim upadku omal nie stracił nogi. Gdyby nie interwencja polskich lekarzy, już nie miałby nogi. Po heroicznej walce wrócił do zdrowia, a nawet na tor i pomógł Polonii Bydgoszcz w utrzymaniu ligi. Tak czy inaczej, dostał od losu solidną lekcję. Żużlowcy przesadzają na crossie - Nie może być tak, że gdy jadę na urlop to mogę robić sobie wszystkie niebezpieczne rzeczy i gdy wrócę, jestem połamany i stawiam pracodawcę w bardzo niekomfortowej sytuacji. Pamiętajmy, że wakacje się kiedyś skończą i trzeba będzie wrócić do rzeczywistości. Nie można wszystkiego tłumaczyć pechem. Zawodnik nawet nie zdaje sobie sprawy, jak wielkie problemy ma jego klub z tytułu jakiejś głupiej kontuzji przed samym sezonem - mówił kilkanaście miesięcy temu jeden z byłych działaczy żużlowych na łamach Interii.Zawodnicy chcą trenować na crossie z możliwie największą możliwą adrenaliną. Skaczą na duże wysokości, jeżdżą szybko. Gdy dochodzi do upadku, ryzyko poważnej kontuzji jest spore. Prezesi drżą o zdrowie żużlowców, bo jakaś kontuzja może zniszczyć cały sezon. Pojawiały się także głosy apelujące o zapis w kontrakcie dotyczący zakazu takich form przygotowania do sezonu. To raczej nie przejdzie, bo jednak żużlowcy cross uwielbiają, a kontuzji niby nie ma tak wielu. Patrząc jednak na poprzednie lata, informacje o czyimś urazie w tym roku jest wyłącznie kwestią czasu.