Piotr Kaczorek, Interia: Na początek zapytam o stan zdrowia. Zderzenie w Krośnie wyglądało nieciekawie, chwilę po nim położyłeś się na torze i wyglądało na to, że sytuacja jest poważna. Jak z twoją nogą? Zakładam, że z nią jest największy problem. Sebastian Szostak, żużlowiec Arged Malesa Ostrów Wielkopolski: Dokładnie. Do tej pory mam troszkę problem ze śródstopiem. Mam tak, że chodzę, chodzę i nagle zaczyna mnie trochę boleć, kłuć i dlatego zastanawiam się, czy nie pojechać i prześwietlić tę nogę, bo już trochę czasu minęło. Nie jest tak, jak było w Krośnie, czy pierwsze dwa dni po meczu, które były najcięższe, bo nie mogłem chodzić. Teraz mogę normalnie chodzić, trenować, ale czasem pojawia się takie dziwne uczucie i to mnie trochę martwi, ale zobaczymy. Jak nie przejdzie, to wtedy się przejadę i zrobię prześwietlenie. A co do całej sytuacji, to jak dla mnie parodia, tyle. No właśnie, co tam się stało? Zderzyłeś się z Grzegorzem Walaskiem, przejechałeś kawałek, zatrzymałeś się i położyłeś na torze. Dlaczego się położyłeś i dlaczego nie zjechałeś na murawę? Zderzyłem się z panem Grzegorzem przez to, że troszkę mnie przestawił motocykl. W momencie uderzenia nie czułem takiego bólu, jak po przejechaniu tych kilkunastu metrów. Wiadomo, że motocykl nie ma hamulca, więc nie mogłem zahamować, bo hamuje się hakiem i prawą nogą, która mnie strasznie bolała. Na lewej nodze jest łyżwa, więc nawet jeśli się tą nogą odpychałem, jak mówił pan Leszek Demski, wielki ekspert, to tak naprawdę odpycham się i przy okazji staram hamować, co niewiele daje, bo laczek ślizga się po torze. Przez ból ciężko było mi zahamować, bo nie mogłem tego robić prawą nogą. Przy schodzeniu z motocykla strasznie mnie bolała noga i nie mogłem na niej ustać, co zresztą widać na powtórkach. A zjazd na murawę? Dlaczego tego nie zrobiłeś? Ciężko mi powiedzieć. Nie przyszło mi do głowy, żeby zjechać. Pierwszy raz byłem w takiej sytuacji, strasznie bolała mnie noga... Zresztą, nawet wkładka do buta mi pękła i nie nadaje się do jazdy. Będziecie się odwoływać od czerwonej kartki? Tak, ponieważ myślę, że jest to strasznie naciągane. Myślę, że pan Leszek Demski się troszkę pomylił, że przyaktorzyłem. Odchodząc od tej sytuacji. Masz jakąś listę sportowych marzeń, celów? Wiadomo, jak każdy chciałbym być najpierw mistrzem świata juniorów, jak teraz Jakub Miśkowiak, czego bardzo mu gratuluję. Później, jak Bartek Zmarzlik, mistrzem świata. Ale to są marzenia na później. Teraz przede wszystkim chciałbym się z roku na rok rozwijać. Nie chcę tego robić bardzo dużymi krokami, tylko systematycznie, małymi krokami do przodu. Takie mam marzenie - żeby ciągle się rozwijać, nie stawać w miejscu, żeby było coraz lepiej. A wprowadzenie ostrowskiej drużyny do PGE Ekstraligi było jednym z tych marzeń? Jesteś wychowankiem tego klubu, pochodzisz z Ostrowa, urodziłeś się tam. Oczywiście, że tak. Tutaj się urodziłem, od dziecka kibicowałem i chodziłem na mecze. Odkąd zacząłem jeździć w drużynie, bo gdy byłem w szkółce, to jeszcze nie zwracało się na to aż takiej uwagi, ale gdy zacząłem startować w lidze, to zacząłem o czymś takim marzyć, żeby nam się udało. Jeszcze w tym roku mieliśmy konferencję, z której część osób się śmiała, że nam się nie uda awansować, a udowodniliśmy niedowiarkom, że warto poczekać do końca. Będziesz jeździł w przyszłym roku w Ostrowie? Tak, cała nasza czwórka ma w Ostrowie podpisane kontrakty do końca wieku juniora, więc tak naprawdę nie możemy nigdzie odejść. Czujesz się gotowy na rywalizację w PGE Ekstralidze? Z klubem z Ostrowa myślę, że tak. Jeśli miałbym iść do innego klubu, to myślę, że nie, bo nie wiadomo, jakie bym tam dostał warunki, jakie bym dostał motocykle. Z tym różnie bywa. Z Ostrovią myślę, że jestem gotowy i bardzo chciałbym spróbować jazdy na najwyższym poziomie, bo wiem, że mam tu wszystko z najwyższej półki. Mamy mega fajnego trenera, pana prezesa, sponsorów i całe otoczenie, które pozwala nam spróbować swoich sił. Wspomniałeś o tym, że z klubem z Ostrowa jesteś gotowy na PGE Ekstraligę. Mówisz, że macie bardzo dobre warunki. To jest klucz do tego, że klub tak dobrze szkoli? Macie aż czterech wychowanków na solidnym, równym poziomie. Niewiele klubów może się czymś takim pochwalić. Myślę, że numer jeden to jest trener. Mamy trenera, który jeździł na żużlu, miał wiele dobrych i wiele złych chwil w tym sporcie. Wie jak to działa i na początku dobrze jest mieć taką osobę, bo ona będzie chciała dla nas lepiej, niż sama miała. My staramy się to wykorzystać i może dzięki temu idzie nam w miarę dobrze, bo jeszcze nie jest to takie, jak byśmy chcieli. Ale przede wszystkim, żeby być dobrze wyszkolonym, musi być dobry trener. My takiego mamy i z tego się cieszymy. Myślę, że pan prezes też musi być w porządku, bo wiadomo, że na szkolenie idzie bardzo dużo pieniążków. Pan Waldek daje jeszcze ze swojej kieszeni i mało który prezes by tak zrobił, bo jest grono prezesów, dla których liczą się media społecznościowe, PR. A pan Waldek jest trochę inny - dla niego liczy się pomoc, a nie wywiady. A jakie są między wami, w ramach tej czwórki, relacje? Koleżeństwo koleżeństwem, ale jesteście sportowcami, chcecie jeździć jak najwięcej, a miejsca w składzie są tylko dwa. Dodatkowo w tym roku zostały spartaczone przepisy, co spowodowało, że, np. Kuba Poczta nie jeździł w Poznaniu. Pojawiają się na tym tle zgrzyty? To kolejna parodia w tym sporcie, ponieważ tyle mówi się o szkoleniu juniorów w Polsce, że jest wysoki poziom, a część zawodników - u nas połowa - jest zablokowana przez jakiś głupi przepis, który wymyśliły sobie władze. Wiadomo, nie można za dużo powiedzieć, bo można karę dostać, ale u nas nikt nie jest zadowolony z przepisu, bo tak jak powiedziałeś - miejsca są dwa, więc dwie osoby jeżdżą, dwie stoją w miejscu. Gdyby nie ten przepis, to wszyscy mogliby jeździć i równo się rozwijać, a tak, przez to, że ktoś sobie wymyślił zapis w regulaminie, blokuje się zawodników. A jak z tą rywalizacją? Pojawia się, wpływa na relacje, czy nie ma z tym problemu? Ciężko powiedzieć. U nas nie jest tak, jak gdzieniegdzie, że na treningu walczy się o skład. U nas trening jest od trenowania, jeżdżenia, a nie decyduje o składzie. Taką trener ma zasadę i cieszymy się z tego, bo nie trzeba się zabijać o miejsce w składzie, tylko walczy się o nie w zawodach, np. w DMPJ. Trener też nie zawsze patrzy na punkty, ale na jazdę i przez to nie ma u nas chorej rywalizacji. Jadą ci, co do których trener uważa, że dadzą sobie radę w meczu, więc rywalizacja jest zdrowa. Nie ma jakichś chorych akcji, żebyśmy się wywozili, czy wozili po płotach, tylko walczymy ze sobą, a po każdym treningu wracamy zawsze uśmiechnięci do szatni i rozmawiamy. Przy dużych sukcesach, a za taki można uznać awans, często pyta się osoby, które ten sukces odniosły, komu go dedykują. Jak jest u ciebie, komu go dedykujesz? Myślę, że wszyscy dedykujemy go świętej pamięci Tomkowi Jędrzejakowi, bo wiadomo, jaka to byłą osoba w sporcie żużlowym. Ja na pewno bym chciał jemu ten sukces zadedykować i myślę, że wszyscy jemu go dedykujemy. Poza tym, wszystkim sponsorom i osobom, które były na dobre i na złe z ostrowskim żużlem. Tym, którzy wspierali jak było źle, pocieszali, a tym, którzy krytykowali nie (śmiech). Rozmawiał Piotr Kaczorek