Motor Lublin po awansie do PGE Ekstraligi z marszu został pupilkiem wszystkich neutralnych obserwatorów rozgrywek. Jak można było im nie kibicować? Eksperci skazywali ich na rychły spadek, a oni w pięknym stylu postawili się faworytom i zajęli szóstą lokatę w tabeli. Sporo fanów przysparzali Koziołkom także ich kibice - zawsze kulturalni i wypełniający stadion do ostatniego miejsca. Nic nie może jednak wiecznie trwać, nawet Motoromania. Wystarczyło, że lubelski klub z drużyny walczącej o utrzymanie przeistoczył się w pretendenta do tytułu, a jego popularność znacznie spadła. Przed rokiem nie było jeszcze tak źle, bo w finale mierzył się z hegemoniczną Spartą Wrocław. Teraz, kiedy on sam zmiażdżył rywali w fazie zasadniczej i sięgnął po mistrzostwo, trudno mu znaleźć sympatyków poza lubelszczyzną. Główny zarzut krytyków? Nadmierne korzystanie ze wsparcia finansowego spółek skarbu państwa. Europoseł PiS Ryszard Czarnecki na naszych łamach sam nazywał ten klub ich "pieszczochem". Rzeczywiście, w minionym sezonie oficjalną wizytę Motorowi złożył minister aktywów państwowych Jacek Sasin, który nie krył zachwytu nad tym, że na kombinezonie Jarosława Hampela widnieją logotypy aż trzech takich spółek - Bogdanki, Grupy Azoty i PGE. Ta ostatnia sponsoruje całą Ekstraligę, ale dwie poprzednie łożą pieniądze na Motor. Łatwo jest formułować zarzuty, ale prawdą jest, że bez wsparcia publicznych pieniędzy na sukcesy w tej lidze nie mógłby liczyć praktycznie żaden klub. Pomińmy już miliony złotych corocznie przelewane na konta drużyn z pieniędzy lokalnych samorządów, ale nie jest przecież przypadkiem, że około dekadę temu o największe triumfy regularnie zmagały się Falubaz Zielona Góra i Stal Gorzów Wielkopolski, których prezesi byli wówczas senatorami RP. W 2012 pogodził ich zresztą dream team Unii Tarnów, której sponsorem tytularnym była wówczas Grupa Azoty. Żużel w Lublinie połączył PO i PiS Właśnie, zostańmy jeszcze na chwilę przy samorządach. Sama ich finansowa pomoc dla zawodowych, często prywatnych drużyn żużlowych budzi sporo kontrowersji, ale tego typu wsparcie - na mniejszą lub większą skalę - występuje w każdym ośrodku. W Lublinie ma ono znaczenie o tyle symboliczne, że żużel dokonuje niemożliwej teoretycznie w naszym kraju rzeczy - godzi ze sobą środowiska z okolic Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości. Wszak Jakub Kępa poważne sumę pieniędzy pozyskał nie tylko z zarządzanych przez partie rządzącą Spółek Skarbu Państwa, ale także ratusza, w którym rządzi Krzysztof Żuk - były podsekretarz stanu w rządzie Donalda Tuska. Współpraca dwóch zwaśnionych frakcji dała teraz drużynie tytuł mistrzów kraju. Czytaj także: Drugi raz tego nie zrobi. Ten sezon go wiele nauczył Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata