Piątkowy wieczór, knajpa przy jednej z głównych imprezowych ulic w Bydgoszczy - takie miejsce na pożegnanie z kibicami wybrał Grzegorz Zengota. Bez większych fajerwerków, ale w miejscu, gdzie można spokojnie usiąść, zamówić piwo i porozmawiać o żużlu, innym sporcie, czy po prostu o życiu. Z żużlowcem chciało porozmawiać całkiem sporo ludzi. Całe pomieszczenie lokalu zajęło kilkadziesiąt osób czekające na żużlowca. Przekrój społeczeństwa? Różny. Osoby starsze, te w sile wieku, ale dzieci, które bynajmniej nie pojawiły się za karę, a wiedziały, o co w tym wszystkim chodzi. Bohater spotkania kazał na siebie trochę poczekać. Nikt nie miał tego za złe. Gdy w końcu Zengota przybył, przywitały go gromkie owacje i doping. "Dziękujemy!", "Grzegorz Zengota" i "Kapitan!" było słychać w całym lokalu. Sam zainteresowany był wyraźnie zaskoczony, bo nie sądził, że przyjdzie aż tyle osób. Grzegorz Zengota na zawsze zapamięta Polonię Bydgoszcz Przywiązanie fanów do zawodnika może wydawać się niezrozumiałe. Zielonogórzanin spędził w klubie jedynie półtora sezonu. To jednak czas szczególny dla obu stron. Zengota pojawił się w trudnym momencie i dał impuls, dzięki któremu Polonia utrzymała się w eWinner 1. Lidze. Poza tym trudno nie pałać do niego sympatią. Zawsze uśmiechnięty, zawsze dostępny dla kibiców i drużyny - po prostu kapitan. Żużlowiec w barwach Polonii wrócił do uprawiania sportu. Po paskudnej kontuzji odniesionej przed sezonem 2019 pojawiło się realne zagrożenie zakończenia kariery. - Nie myślałem wtedy, że wrócę. Powrót do ścigania to bardzo kręta ścieżka. W 2020 roku pojawiło się światełko w tunelu. W sierpniu odjechałem pierwszy trening. Zacząłem od połowy gazu, ale z każdym okrążeniem jechałem coraz szybciej i okazało się, że jest lepiej, niż myślałem - powiedział zawodnik. Ostatecznie Zengota powalczył jeszcze o skład Motoru, by następnie porozumieć się z Polonią. Szczególny okazał się domowy mecz bydgoszczan z Unią Tarnów. 33-latek w swoim pierwszym wyścigu przywiózł trzy punkty i odjechał, jego zdaniem, jeden z najważniejszych biegów w karierze. - Choć nigdy nie startowałem w Grand Prix, czułem się, jakbym wygrał rundę mistrzostw świata - opisał Zengota. Kontuzja nogi nie jest jednak zamkniętym tematem. Wręcz przeciwnie, zawodnik mozolnie wraca do uzyskania pełni możliwej sprawności. - Coraz lepiej na niej chodzę, wraca też czucie. Nie mogę jednak wykonywać niektórych ćwiczeń, jak np. biegania. Na szczęście żużel to nie jedna z zakazanych czynności, bo tu noga nie ma aż takiego obciążenia - powiedział żużlowiec. Jerzy Kanclerz nie byłby na spotkaniu mile widziany Spotkanie miało charakter interaktywny. Ludzie mogli zadawać pytania. Szybko zatem poruszono kwestię, czemu w ogóle pożegnanie ma miejsce. Kibice widzieli żużlowca w składzie na sezon 2022. On sam nie ukrywał, że chętnie raz jeszcze założyłby kevlar z Gryfem. Co zatem nie zagrało? Kluczem do sprawy jest prezes Polonii - Jerzy Kanclerz. - Do końca września czekałem na ruch prezesa. Przez ten czas nie porozmawialiśmy o konkretach. Czułem, że klub mnie nie chce, dlatego zacząłem prowadzić negocjacje z innymi - stwierdził Zengota. Kibice poznali perspektywę zawodnika w całej sprawie. - Po konkretnej rozmowie w Łodzi udałem się do prezesa, żeby dowiedzieć się, czy rozmawiamy, czy nie. Do dzisiaj nie dostałem żadnej oferty. Gdy przedstawiłem swoją, usłyszałem, że "za dużo". Nie na tym polegają negocjacje - stwierdził żużlowiec. - Czułem po prostu brak chęci współpracy. Wątpliwym argumentem są moje żądania, skoro w składzie będzie trzech zawodników z PGE Ekstraligi i z przeszłością w Grand Prix - dodał 33-latek. Czy mimo tego Zengota w Polonii to rozdział zamknięty? Zdecydowanie nie. - Jak najbardziej widzę szanse na powrót. Szkoda odchodzić. Zawsze będę miło wspominał Bydgoszcz. Wygrywać dla was było fajnie i szkoda, że to wszystko trwało tak krótko - stwierdził zawodnik. Być może nie odbędzie się to za kadencji Jerzego Kanclerza, bo pewnie niesmak pozostał. Zgromadzeni kibice też liczą, że sytuacja się zmieni. W pomieszczeniu dało się wyczuć niechęć do prezesa i jego poczynań. Na koniec spotkania kibice żartobliwie stwierdzili, że "wywiozą prezesa na taczce". Żart ten wiele mówi o atmosferze wobec klubu. Nie wszyscy stoją za Kanclerzem, a wręcz przybywa jego przeciwników. Rafał Kurmański wzorem do naśladowania Podczas pytań zielonogórzanin zaskoczył, gdy został zapytany o idola z lat dzieciństwa. Od razu wskazał Rafała Kurmańskiego, który tragicznie i zdecydowanie za szybko skończył z życiem. Ten zaimponował mu przede wszystkim startem w Bydgoszczy, gdzie na dystansie pokonał Tomasza Golloba. 33-latek przyznaje, że bardzo przeżył pogrzeb swojego idola. Z Kurmańskim wiąże Zengotę coś więcej. "Zengi" był kolejnym zdolnym juniorem Falubazu, przez co nie uciekł od porównań. - Ludzie często patrzyli przez pewny pryzmat. Gdy ja osiągałem jakiś wiek, to niektórzy mówili, że Rafał zdołał już wygrać to i tamto. Było to dość męczące - stwierdził żużlowiec. Ogólnie fani chętnie wchodzili w rozmowę z zawodnikiem, dowiadując się kilku ciekawostek. Organizatorzy z kolei przygotowali kilka pytań, a za dobrą odpowiedź do wygrania były różne gadżety. Na koniec każdy mógł zrobić sobie zdjęcie z żużlowcem oraz zdobyć jego autograf. Wielu chętnie z tego skorzystało.